- Chciałabym móc powiedzieć, tak jak przed dzisiejszym meczem, że jak dobrze pójdzie, to będzie szybki mecz. Oby tak było, ale to raczej są nieuzasadnione nadzieje. Myślę, że to się już zaczyna trochę inny poziom w drugim tygodniu Wielkiego Szlema, tym bardziej, że z Dominiką znamy się bardzo dobrze, grałyśmy ze sobą wiele razy i zawsze nasze mecze były bardzo wyrównane, zacięte, większość kończyła się w trzech setach. Dlatego domyślam się, że i tym razem nie będzie nic za darmo - powiedziała Interii Radwańska. W przyszłą sobotę, kiedy będzie rozgrywany finał rywalizacji kobiet w singlu, Słowaczka ma zaplanowany ślub w Bratysławie. - Nie wiem, jak to skomentować, bo wybierając taką datę, to no sama nie wiem, ale to jej decyzja jest. Zaprosiła na ślub Serenę? Byłoby dobrze, nie miałabym nic przeciwko temu - skwitowała ze śmiechem krakowianka, która w tegorocznym Wimbledonie może wpaść na Amerykankę Serenę Williams (nr 1.) w ewentualnym półfinale. Przed przyjazdem do Londynu Cibulkova wygrała turniej WTA Tour na trawie w Eastbourne, gdzie w ćwierćfinale - w deszczowych warunkach - wyeliminowała Polkę. Mimo to Radwańska ma korzystny bilans pojedynków ze Słowaczką 7-5 (na trawie 0-1), choć w tym sezonie przegrała też z nią na korcie ziemnym w Madrycie. - Nie ma dyskusji, że Dominika jest w tej chwili w wysokiej formie i gra świetny tenis, no i zawsze dobrze się spisuje na trawie. Na pewno w poniedziałek będę musiała zagrać jeszcze lepiej, niż dzisiaj, żeby ją pokonać. Będę musiała grać bardzo agresywnie, a nie czekać na jej błędy, bo ona nie daje łatwych punktów. Muszę być przygotowana na dwa lub trzy sety solidnego tenisa, dlatego dzień przerwy w niedzielę dobrze mi zrobi - podkreśla krakowianka. Mecz Radwańskiej z Siniakovą obfitował w wiele ciekawych wymian, pełnych zwrotów akcji i fantastycznych tricków technicznych ze strony krakowianki. 27-letnia Polka jest jedną z najczęściej nominowanych, ale i nagradzanych przez kibiców tenisistek w plebiscytach WTA Tour na najpiękniejsze zagranie miesiąca, półrocza i sezonu. - No tak, nieskromnie powiem, że dzisiaj na pewno te dwa odegrania po skrócie, w połowie pierwszego seta, to zdecydowanie bym zaliczała do nominacji na zagranie miesiąca. Czy nagrody? Nie wiem, bo może ktoś mnie przebił jakimś lepszym zagraniem, a jednak nie oglądam wszystkich meczów. Ale na pewno te dwa dzisiejsze moje zagrania do nominacji się zaliczają, jak najbardziej - uważa trzecia tenisistka świata. W obydwu wymianach Polka była - teoretycznie, jak się później okazywała - w beznadziejnych sytuacjach, ale szybkością i techniką potrafiła zadziwić widownię, która nagradzała ją rzęsistymi oklaskami. U rywalki zaś powodowały rosnącą frustrację, aż przy drugiej wymianie całkowicie rozłożyła ręce i zawołała: I co ja mam hrać!? - Wiadomo, że tu, na trawie, takie akcje się podobają, tym bardziej, że na początku było dość ciężko i bardzo równo szło. Dopiero się coś ruszyło tak naprawdę w tym gemie, gdzie ją przełamałam po raz pierwszy. No a przy tym, jak to się mówi po tenisowemu - dostała w płuco, no to później dostałam za darmo dwa punkty. Wiadomo, że takie akcje pomagają w ważnych momentach, kiedy ktoś wybiega sporo kilometrów, znaczy może nie kilometrów, ale metrów, ale to zawsze działa, bo jest tylko 20 sekund, żeby wprowadzić piłkę do gry - powiedziała na konferencji prasowej Radwańska. W pierwszym secie Polka tylko raz przełamała serwis rywalki, w szóstym gemie, ale przewagę utrzymała do końca. Drugą partię rozpoczęła od kolejnego "breaka", a po raz trzeci udało się go zdobyć na 5:1. To przesądziło sprawę i chwilę później zakończyła spotkanie przy drugim meczbolu, po 63 minutach gry. - No wiadomo, że zawsze po takim wczesnym "breaku" łatwiej potem uciec i tego seta jednak dokończyć już przy swoim serwisie. A w drugim secie, to zawsze ten początek jest najważniejszy, a tutaj udało mi się praktycznie od razu dwa "breaki" mieć, co bardzo mi dalej pomogło. Dzięki temu ten mecz nie był tak dramatyczny, jak w poprzedniej rundzie. Dzisiaj zdecydowanie byłam bardziej skoncentrowana i wszystko przebiegało po mojej myśli. Jak patrzę na statystyki meczu, to w sumie nie mogę sobie nic zarzucić. Ważne też, że pomimo dzisiejszego deszczu udało się ten mecz rozegrać przed zapadnięciem ciemności i jutro nie muszę wracać na kort, żeby go dokończyć - uważa Radwańska. Podczas tegorocznych mistrzostw Europy we Francji tenisistka z Krakowa mocno dopingowała polską reprezentację. Pomimo ciężkiego i dramatycznego trzysetowego meczu w drugiej rundzie (obroniła trzy meczbole) w czwartek zeszła z kortu przed rozpoczęciem czwartkowego ćwierćfinału z Portugalią. W sobotę również skończyła grę tuż przed kolejnym spotkaniem w ramach Euro, tym razem Niemcy - Włochy. - Owszem, udaje mi się kończyć swoje mecze przed rozpoczęciem meczów piłkarskich, ale wciąż jeszcze muszę popracować nad lepszym timingiem. Kolejne występy powinnam kończyć nieco wcześniej, żeby mi się udawało wrócić do domu i oglądać Euro już relaksacyjnie na kanapie, a nie tutaj w players lounge. Choćby tam grają, a ja teraz jestem jeszcze tu na konferencji prasowej. Ale może zdążę dotrzeć do domu na karne - powiedziała Radwańska. Sobotnia konferencja prasowa z Polką odbywała się na początku drugiej połowy meczu. Pierwsza wimbledońska niedziela tradycyjnie jest dniem wolnym, ale tym razem - po raz czwarty w historii turnieju - od tego zwyczaju trzeba było odejść, w wyniku opóźnień w drabinkach spowodowanych deszczem. Poprzednio taka sytuacja miała miejsce w 2004 roku. - Myślę, że to dobry pomysł. Z jednej strony kibice będą mieli okazję o jeden dzień więcej oglądać tenisistów, a z drugiej uda się po prostu nadgonić opóźnienia związane z deszczowa pogodą, która trochę zmienia jednak plan gier codziennie. Ja na szczęście mam niedzielę wolną, więc czas poświęcę na odpoczynek, trening na korcie i na siłowni, no i zbieranie sił na spotkanie z Dominiką, bo w poniedziałek czeka mnie naprawdę ciężki mecz - powiedziała Interii Radwańska. Sensacją szóstego dnia Wimbledonu była nieoczekiwana porażka Serba Novaka Djokovicia w trzeciej rundzie. Lider rankingu ATP World Tour przegrał z 42. na świecie Amerykaninem Samem Querreyem 6:7 (6-8), 1:6, 6:3, 6:7 (5-7), w meczu przerywanym kilkakrotnie przez deszcz i przeniesionym z piątku, po dwóch pierwszych setach. - Oglądałam dzisiaj końcówkę w players lounge, z wieloma osobami i działo się tak, jakbyśmy oglądali wszyscy ten mecz na żywo: owacje, okrzyki, klaskanie. No i widać było po ludziach, że bardzo chcą niespodzianki, że chcą czegoś nowego, może inną twarz w finale, w półfinale. Dlatego wydaje mi się, że większość była jednak z Querreyem, ale nie dlatego, że mają coś do Djoka, tylko, żeby się coś innego zadziało - powiedziała Interii Radwańska. W sobotę odnotowaliśmy trzy niepowodzenia reprezentantów Polski w grze podwójnej. Nieoczekiwanej porażki doznał polsko-austriacki debel Łukasz Kubot i Alexander Peyą, przegrywając z brytyjskimi braćmi Kenem i Nealem Skupskimi 6:2, 6:7 (7-9), 9:11. Nie powiodło się również Klaudii Jans-Ignacik i Turczynce Cagli Buyukakcay, które przegrały z Brytyjkami Naomi Broady i Heather Watson 6:7 (4-7), 4:6. Natomiast Paula Kania i Argentynka Maria Irigoyen poniosły porażkę z Julią Putincewą z Kazachstanu i Słowaczką Magdaleną Ribarikovą 3:6, 6:2, 4:6. Z Londynu Tomasz Dobiecki