Muzolf liczył, że najlepszą polską tenisistkę zobaczy jeszcze w przyszłorocznych turniejach i nie ukrywał zaskoczenia tą nagłą decyzją. - Dochodziły mnie słuchy, że być może to oficjalne zakończenie odbędzie się podczas Australian Open albo na Wimbledonie. Bez wątpienia to ogromna strata dla polskiego tenisa - powiedział. Jak dodał, w pełni rozumie decyzję Radwańskiej, która wycofuje się z zawodowego sportu z powodów zdrowotnych. - Jeśli jednak prawdą jest to, że jedną stopę ma "zmasakrowaną", a druga też już jej doskwiera, to w sumie się nie dziwię. Jeśli nie może normalnie trenować i biegać, to jest to słuszna decyzja. Przecież jej tenis oparty jest przede wszystkim na bieganiu, świetnym poruszaniu się po korcie i wykorzystywaniu siły rywalek. Jeśli zabierze się jej nogi, to nie jest w stanie podjąć walki z przeciwniczkami. W tej sytuacji nie ma sensu kontynuowania kariery, gdy nie jest się zdrowym - podkreślił. Były sternik PZT przypomniał, że przez wiele lat Radwańska była podporą reprezentacji, która dzięki niej osiągała sukcesy. - Udało nam się awansować do grupy światowej, a gdy jej zabrakło, ciężko nam było wygrywać mecze. Zresztą od międzynarodowej federacji otrzymała nagrodę za to, że zawsze dzielnie broniła barw swojego kraju. Była jedną z nielicznych, jak nie jedyną tenisistką z topu, która nigdy nie odmawiała udziału w tych rozgrywkach. Dzięki Agnieszce kibicie w Polsce mieli wreszcie komu kibicować na największych turniejach, mogli się z nią identyfikować, trzymała nas w napięciu niemal podczas każdego Wielkiego Szlema - stwierdził Muzolf. Jego zdaniem, do pełni szczęścia zabrakło Radwańskiej zwycięstwa właśnie w Wielkim Szlemie. W 2012 roku w finale na kortach Wimbledonu przegrała z Amerykanką Sereną Williams. - Myślę, że jeszcze bliżej było rok później. Do pełni szczęścia zabrakło jej pokonania w półfinale Wimbledonu Sabine Lisicki (Polka przegrał trzeciego seta 7:9 - PAP). Wówczas w finale spotkałaby się z Marion Bartoli, która bała się Agnieszki jak ognia. W jej karierze zabrakło też dobrego występu na igrzyskach olimpijskich. Z drugiej strony przez wiele lat nie wypadła z czołowej dziesiątki i nie schodziła poniżej jakiegoś poziomu. Nie miała też dłuższej przerwy w grze. Inne tenisistki rodziły dzieci, chorowały, miały kontuzje czy inne kryzysy. A ona cały czas była w tym tourze, a przecież nie ma postury herosa - ocenił. Muzolf uważa, że ciężko będzie znaleźć następczynie Radwańskiej. Obecnie w rankingu WTA o siedem pozycji niżej (na 82. miejscu) plasuje się Magda Linette. - Mam nadzieję, że Linette czy Iga Świątek podtrzymają ten ogień dla polskich kibiców. Liczę, że będziemy mogli oglądać nasze zawodniczki w turniejach Wielkiego Szlema. 17-letnia Iga jest na dobrej drodze i jeśli będą ją kontuzje omijać, ma szansę dołączyć do czołówki. Zdaję sobie sprawę, że awans Polek do najlepszej dziesiątki jest raczej w sferze marzeń. Tym bardziej, że coraz więcej pojawia się Chinek czy Rosjanek, które niekoniecznie występują pod swoją flagą - zaznaczył. Były prezes PZT, który obecnie pełni funkcję kierownika sekcji tenisowej poznańskiego AZS-u, po cichu liczy, że Radwańska w niedalekiej przyszłości jeszcze wróci na korty. - Są sportowcy, którzy nie jeden raz kończyli kariery i wracali do sportu. Łudzę się, że Agnieszka po roku czy dwóch poczuje ten głód tenisa, a jej stopy pozwolą wrócić do sportu. W tenisie często bywały takie sytuacje. Martiny Hingis nie było tak długo, że ludzie zdążyli o niej zapomnieć. A ona wróciła i była numerem jeden w deblu - podsumował Muzolf. Marcin Pawlicki