Polka jeszcze w niedzielę, kiedy zaczął się mecz z Cwetaną Pironkową, prowadziła 6:2, 3:0. Po przymusowej przerwie w poniedziałek, w przerywanym we wtorek dokończeniu spotkania, wygrała zaledwie trzy gemy, przegrywając cały pojedynek 6:2, 3:6, 3:6. - Jestem bardzo zdziwiona i zła, że musieliśmy grać w deszczu. To nie jest przecież turniej o wysokości nagród 10 000. To Wielki Szlem. Jak można pozwolić grać zawodnikom w deszczu? Ja nie mogłam grać w takich warunkach - mówiła Radwańska, druga rakieta świata. - Nie wiem, kto pozwolił na grę w takich warunkach. Nie sądzę, aby ktoś liczył się z naszym zdaniem. Myślę, że dla nich liczy się co innego. Jestem wkurzona. Nie mogłam grać w takich warunkach, ponieważ nie jestem w pełni zdrowa - dodała Polka, która w trzecim secie wezwała pomoc medyczną. Zajmowano się jej prawą dłonią. - Nie powinniśmy grać przy takim deszczu. Po co? Przecież do końca turnieju jest jeszcze parę dni. Jaki w tym sens? - pytała rozgoryczona Radwańska. - To było bardzo trudne spotkanie z powodu padającego deszczu, straciliśmy na jego rozegranie prawie trzy dni. Nie narzekam jednak, sytuacja odwróciła się bowiem na moją korzyść - całą sytuacją oceniła Bułgarka Pironkowa, 102. rakieta rankingu WTA. Organizatorów skrytykowała też Halep. - W mojej opinii, nie można było grać. Rozgrywanie meczów tenisowych podczas deszczu, to trochę za dużo. Każdy był jednak w takiej samej sytuacji, a wygrał ten, kto był mocniejszy - przyznała Rumunka, która przegrała z Samanthą Stosur 6:7, 3:6. - Nikt nie liczy się ze zdaniem zawodników. Nie martwię się przegranym meczem, ale byłam blisko kontuzji pleców - to już jest duży problem - dodała Halep.