W decydującej partii rozstawiona z numerem czwartym Radwańska przegrywała już 2:5. Zapisała na swoim koncie jednak dwa kolejne gemy, a 82. w rankingu WTA Friedsam zaczęły łapać skurcze, które uniemożliwiały jej normalną grę. "Jak udało mi się to spotkanie wygrać? Dobre pytanie. Na pewno uśmiechnęło się do mnie szczęście w końcówce. Serwis nie był moją najmocniejszą stroną. Ale takie wyniki nieraz daje się odwrócić. Nie miałam właściwie wyjścia, mogłam tylko walczyć do końca o każdy punkt. To też zrobiłam" - podkreśliła na konferencji prasowej krakowianka po spotkaniu, które wygrała 6:7 (6-8), 6:1, 7:5. Przyznała, że gdy zobaczyła, iż rywalka ma kłopoty z poruszaniem się, to chciała zmusić ją do biegania. "Tak naprawdę największym problemem było dla niej skakanie, co jest potrzebne przy serwisie. Miała pecha. Wydaje mi się, że chodziło o skurcze. Cóż, to się zdarza. Wiem coś o tym. Nigdy nie przydarzyło mi się to podczas meczu, ale wiem dobrze, że to bolesne" - podkreśliła 26-letnia Polka. Jak dodała, trudno było jej się odnaleźć w tej sytuacji, gdy Friedsam płakała zawiedziona swoją niemocą. Niemka jednak nie rezygnowała z walki, co nakładało na Radwańską dodatkową presję. "To było bardzo trudne. Wiesz, że ktoś cierpi, a jednocześnie masz się skupić na swojej grze, bo ta druga osoba wciąż walczy. Nie chcesz popełnić głupich błędów, ręka trochę ci drży, chcesz aż za bardzo. To dziwna sytuacja. Starałam się skupić na swojej grze i niczego nie zmieniać" - relacjonowała czwarta rakieta świata. Odniosła się też po przebiegu dwóch wcześniejszych partii. Triumfatorka ostatniej edycji WTA Finals ma świadomość, że w pierwszej partii zmarnowała szansę. "Zdecydowanie zbyt wolno zaczęłam ten mecz. Pierwsza partia fatalnie mi uciekła. Wyszłam na prowadzenie 5:4, miałam piłkę setową przy własnym podaniu. To moja wina, nie wykorzystałam tego. Druga odsłona była z kolei bardzo szybka. Rywalka zaczęła grać wolniej, dzięki temu mogłam robić swoje. Później jednak coś się zmieniło i zrobiło się 2:5 w trzecim secie. Tak, jak powiedziałam wcześniej, jedyne, co mogłam wówczas zrobić, to walczyć do końca. Zwłaszcza że w takich sytuacjach często mająca dużą przewagę przeciwniczka zaczyna się robić nerwowa. To też stało się dziś. Wykorzystałam to" - podsumowała Radwańska. Jej niedzielny mecz trwał dwie godziny i 32 minuty. Do odniesienia zwycięstw w trzech poprzednich rundach potrzebowała łącznie czterech godzin bez minuty. Dziennikarze spytali więc Polkę, jak się czuje po tak wyczerpującym pojedynku. "Cóż, myślę, że znacznie lepiej niż moja dzisiejsza rywalka. Jest ok. W takiej sytuacji zdecydowanie przydaje się fakt, że gramy co dwa dni. Oczywiście, na drugi dzień po meczu, który trwał dwie i pół godziny, nigdy nie jest łatwo. Myślę jednak, że będę gotowa na ćwierćfinał. To nie powinno być problemem. Jutro będę miała sporo zabiegów regeneracyjnych i rehabilitację, sporo odpoczynku, by być przygotowaną na 100 procent na wtorek" - zaznaczyła Polka. Potwierdziła, że zwycięstwo w tak dramatycznym i długim meczu jak jej 1/8 finału ma swoje zalety, ale wolałaby za często czegoś takiego nie powtarzać. "Dodaje pewności siebie fakt, że wygrałam spotkanie, którego może wygrać nie powinnam. Ale jeśli mam wybór, to wolę dwusetowe pojedynki. Godzinę i 15 minut byłoby idealne. Bardzo się cieszę, że zdobyłam dziś ostatni punkt. Na drugi tydzień w Wielkim Szlemie potrzebuję jednak znacznie lepszej gry" - dodała krakowianka. Przedstawiciele mediów w rozmowie z nią poruszyli także temat sierpniowych igrzysk olimpijskich. Spytali, czy Radwańska ma w planie występ w mikście, bo wielu polskich deblistów z pewnością chciałoby z nią utworzyć duet w Rio de Janeiro. "Na pewno nie chciałabym podczas igrzysk poprzestać na singlu. Mam jeszcze kilka miesięcy, wiele się może jeszcze zmienić w rankingu. Decyzję w tej sprawie podejmę w ostatnim momencie i wtedy będę analizować dostępne opcje. Ostatnio w miksta grałam chyba podczas Pucharu Hopmana i dobrze mi szło. Mam nadzieję, że półtoraroczna przerwa dobrze mi zrobi" - mówiła z uśmiechem Radwańska. Podczas konferencji nie było jeszcze wiadomo, która z dwóch zawodniczek będzie jej rywalką w ćwierćfinale. Dziennikarze pytali tylko o Darię Gavrilovą. Okazało się jednak, że rozstawiona z "10" Hiszpanka Carla Suarrez-Navarro pokonała reprezentującą Australię, a pochodzącą z Rosji zawodniczkę 0:6, 6:3, 6:2. "W odwróceniu losów dzisiejszemu meczu pomogło mi to, że do końca wierzyłam. Walczyłam o każdą piłkę, każdy punkt. Aga wygrała ostatni turniej w tamtym sezonie, wygrała pierwszy turniej w tym sezonie... To na pewno będzie trudny mecz. Znam ją bardzo dobrze, ale też cieszę się z tego awansu do ćwierćfinału i nie chcę na tym poprzestać" - powiedziała zawodniczka z Półwyspu Iberyjskiego.