- Obie miałyśmy lepsze i gorsze momenty w tym spotkaniu. To był bardzo dziwny mecz. Zaczęłam za wolno i potem było za późno na odrabianie strat w pierwszym secie. Druga partia była znacznie lepsza. W trzeciej myślałam, że wciąż jest dobrze, ale potoczyło się to inaczej - oceniła na konferencji prasowej rozstawiona z numerem 14. w Paryżu Radwańska. Nie ukrywała, że jest bardzo sfrustrowana tym, jak szybko zakończyła się jej przygoda z tegoroczną edycją Rolanda Garrosa. - Zrobiłam wiele, by zagrać tu dobrze. Dobrze trenowałam w domu. Nie jest ważne, jak się czuję. Powinnam była wygrać to spotkanie. Przegrana w pierwszej rundzie zawsze jest rozczarowaniem, zwłaszcza w Wielkim Szlemie. Nie denerwuję się z powodu presji, tylko dlatego, że nie mogę robić na korcie tego, co chcę. Moje zagrania nie skutkują, to mnie denerwuje i złości - przyznała 26-letnia Polka. Dodała, że nie była w pełni zdrowa podczas konfrontacji z Beck. Kilka dni wcześniej zaczęła mieć problemy m.in. z nogą. Nie zamierzała jednak wdawać się w szczegóły. - Za bardzo chciałam i noga "poszła". Parę dni temu coś się zapaliło i było jak w dominie. Do turniejów na trawie powinno być już dobrze - dodała. Z Beck zmierzyła się drugi raz w karierze. Poprzednio - rok temu na korcie twardym w Indian Wells - nie oddała rywalce nawet gema. Krakowianka uważa jednak, że nie ma to znaczenia. - To było dawno temu i w innych warunkach, nie można tego porównać - oceniła. Radwańska przyznała, że była nieco zdziwiona dobrą postawą Niemki. - Może trochę było to zaskoczenie, ale wiedziałam, że dobrze się czuje na ziemi i że łatwo nie będzie. To solidna tenisistka. Po drugiej odsłonie może nie tyle czułam, że to wygrany mecz, bo tak nigdy nie jest, ale wygrałam seta, wróciłam i... - urwała ze smutkiem. Jeden z dziennikarzy spytał krakowiankę, czy to jedna z jej najboleśniejszych porażek w karierze. - Jest tyle meczów... Nie patrzę, który jest najlepszy, najgorszy, najkrótszy. Na pewno jednak to jedna z najgorszych porażek - przyznała. Polka potwierdziła, że coraz bardziej odczuwa skutki częstej gry od wielu lat. Zwróciła uwagę, że w sezonie rozgrywa kilkadziesiąt spotkań. - Inaczej się potem trenuje, inaczej gra. Wszystko jest inaczej - podkreśliła. Jako jedyne pocieszenie uznała, że to dla niej koniec gry w tym roku na ziemnej nawierzchni. - Ta część sezonu nie należy do moich ulubionych i nic się nie zmieniło, choć dziś próbowałam wszystkiego. Chcę o tym zapomnieć i skupić się na trawie - zaznaczyła. Kryzys, jaki dopadł krakowiankę w ostatnich miesiącach spowodował, że znacząco pogorszyła się jej sytuacja w rankingu WTA. Obecnie jest 14. rakietą świata. Wcześniej w czołowej "10" była nieprzerwanie od października 2011 roku. - W efekcie tego gra się z dobrymi zawodniczkami już w pierwszych rundach... Jest różnica w tym, czy się jest numerem dwa, czy 10, ale ta dziesiątka cały czas była... Trochę się pozmieniało, konkurencji przybyło, młodych zawodniczek. Jest ciężej - oceniła. Dużą nerwowością zareagowała na pytanie, czy w związku z utrzymującym się od dłuższego czasu spadkiem formy, rozważa zmiany w sztabie szkoleniowym. - U nas zawsze tak jest, że jak się wygrywa, to wszyscy są wspaniali, a jak przegrywa, to wszyscy są do d... i trzeba wszystko pozmieniać. Nie ma sensu takie gadanie. Drużynę mam najlepszą, jaką mogę mieć. Wszystko jest poukładane, od trenerów po fizjoterapeutów. Nie zastanawiam się nad zmianami. Kryzys jeśli ma trwać, to będzie trwał rok albo dwa lub pięć dni - argumentowała 26-letnia tenisistka. Z Paryża Agnieszka Niedziałek