- Nie pamiętam w karierze tak dziwnego meczu z grą w takich warunkach, właściwie w powodzi. Kort pod nogami był jak dziwna papka, coraz bardziej miękki, bo w deszczu jednak nie wysycha. Może coś takiego mi się przydarzyło dawno temu, chyba w czasach juniorskich, ale to przecież były inne czasy, inna intensywność, inna zupełnie gra. Po prostu uważam, że dzisiaj nie powinnyśmy grać w takich warunkach, w deszczu - powiedziała po meczu Radwańska. Kilka lat temu krakowianka przeszła operację wewnętrznej strony, ponieważ miała kłopoty związane z nadmiernym przeciążeniem kości. - To były dawne czasy, ale kiedy piłki są tak mokre i ciężkie, jak dzisiaj, to przeciążenie ręki przy uderzeniu jest trzykrotnie większe, niż w normalnych warunkach. To, że wzięłam przerwę medyczną w trzecim secie nie było skutkiem kontuzji, ani zagraniem taktycznym. Po prostu od czasu tamtej operacji jest tak, że przy takiej pogodzie ta dłoń się odzywa przy nadmiernym wysiłku. Po prostu nie mogę grać w takich warunkach i tyle. Na pewno lepiej w takich warunkach mogą się spisywać zawodniczki o wiele potężniej ode mnie zbudowane, grające bardziej siłowo - powiedziała Interii Radwańska. Mecz rozpoczął się wieczorem w niedzielę, kiedy kort był suchy, choć na niebie było sporo chmur. Polka pewnie rozstrzygnęła losy pierwszego seta wynikiem 6:2, a w drugim objęła prowadzenie 3:0, wygrywając siedem kolejnych gemów. W tym momencie spadł deszcz i spotkanie przełożono na poniedziałek. Tego dnia jednak, typowo jesienna pogoda, uniemożliwiła rozpoczęcie jakiegokolwiek meczu. - To był dziwny dzień. Korty były zalane wodą, więc trenować nie można było, dlatego trochę byłam na siłowni i w zasadzie tylko tyle. No i czekanie, co będzie dalej, czy się poprawi pogoda. Na szczęście organizatorzy już koło godziny 13.30 ogłosili, że wszystkie mecze są odwołane, a nie trzymali wszystkich w niepewności od dziewiątej rano, do dziewiątej wieczór. Dzięki tej decyzji można było jakoś ten dzień zaplanować, choć trochę, bo siedzenie w szatni na kanapie i czekanie jest chyba najbardziej męczące w tym wszystkim - uważa Radwańska. Spotkanie wznowiono we wtorek, ale z godzinnym opóźnieniem w stosunku do planu gier, czyli tuż po godzinie 12. Polka od razu miała piłkę na 4:0 przy serwisie rywalki, ale nie wykorzystała jej. Ten punkt mógł umożliwić wygranie przez krakowiankę seta i meczu przed kolejną ulewą. - Oczywiście można gdybać, że inaczej by się to potoczyło, gdybym wygrała piłkę przy przewadze na 4:0, ale też nikt nie mógł przewidzieć, że dzisiaj będziemy grać praktycznie w deszczu. Potem, jak wychodziłyśmy do gry po raz drugi, to było wszystko po równo i właściwie zaczynałyśmy od zera trzeciego seta i miałyśmy równe szanse, choć te warunki po prostu nie są dla mnie. W taką pogodę ręka zawsze mnie będzie już boleć, niestety. Dlatego teraz przede mną kilka dni odpoczynku i wszystko powinno być znów dobrze, a potem kolejne turnieje - powiedziała Radwańska. Od poniedziałku rozpoczyna się kilkutygodniowa część sezonu, w której tenisiści będą rywalizowali o punkty do rankingów na trawie. Zwieńczeniem tego okresu będzie wielkoszlemowy Wimbledon, który rusza 27 czerwca. - Wiadomo, to jest trawa, nareszcie trawa, tak bym powiedziała. Nie będę ukrywała, że bardzo się z tego faktu cieszę, jak i z tego, że gra na ziemi w tym sezonie się jest już za mną. Na pewno trawa, to w moim przypadku zupełnie inna historia, po prostu trawa, trawa, trawa i tego się będę trzymała. Wiadomo, że teraz będę broniła sporo punktów, ale w Paryżu udało mi się już ich trochę nadrobić, bo wiadomo, że przed rokiem odpadłam tu w pierwszej rundzie - uważa Radwańska. Los wiceliderki rankingu WTA Tour podzieliła we wtorek Rumunka Simona Halep (nr 6.), która w niedzielę prowadziła w pierwszym secie 5:3, gdy jej mecz z Australijką Samantha Stosur (21.) przerwano. Dwa dni później, w trudniejszych warunkach, wiodło jej się - podobnie jak krakowiance - dużo gorzej. Ostatecznie przegrała z tenisistką z Antypodów 6:7 (0-7), 3:6 (deszcz przerwał ich mecz po południu przy 3:3 w drugiej partii). Drugą półfinalistkę w dolnej połówce drabinki wyłoni pojedynek Hiszpanki Garbine Muguruzy (nr 4.) z Amerykanką Shelby Rogers, która dotychczas najlepszy wynik w Wielkim Szlemie uzyskała we wrześniu ubiegłego roku, dochodząc do trzeciej rundy US Open. Obie awansowały już w niedzielę. Fatalna pogoda mocno pokrzyżowała plan gier 11. dnia Roland Garros, uniemożliwiając nadrobienie opóźnień z poniedziałku. Około godziny odwołano wszystkie mecz i przełożono je na środę, w tym nierozpoczęty ćwierćfinał debla, w którym Łukasz Kubot i Austriak Alexander Peya (nr 9.) mieli spotkać się z Pablem Cuevasem z Urugwaju i Hiszpanem Marcelem Granollersem. Wyjść na kort udało się za to Marcinowi Matkowskiemu i Leanderowi Paesowi z Indii (nr 16.), którzy przed kolejną deszczową przerwą przegrywali 3:4 (rywale mają przewagę - "break pointa") z amerykańskimi bliźniakami Bobem i Mike’m Bryanami (5.), dwukrotnymi triumfatorami z Paryża (2003 i 2013). Dokończą grę jutro. Z rywalizacji juniorów w singlu odpadł w pierwszej rundzie Kacper Żuk, ponosząc porażkę z Hiszpanem Nicolą Kuhnem 6:4, 3:6, 3:6. Z Paryża Tomasz Dobiecki