- Pierwsza runda w Wielkim Szlemie nigdy nie jest łatwa, szczególnie dla tych najwyżej rozstawionych zawodników i zawodniczek. Jednak musiałam dzisiaj wygrać, bo mama miała urodziny, więc nie było innej opcji - powiedziała po meczu Radwańska, czwarta tenisistka w rankingu WTA Tour. Był to jej trzeci pojedynek z obecnie 114. na świecie Austriaczką i zarazem trzecie zwycięstwo. Wcześniej pokonała ją w 2005 roku w turnieju ITF na dywanowej nawierzchni w Mińsku 6:1, 3:6, 6:3, a w kolejnym sezonie na ziemnym korcie w eliminacjach do imprezy WTA Tour w Pradze - 3:6, 6:1, 6:3. - Znam ją dobrze z początków kariery, jeszcze z mniejszych turniejów. Ale później zniknęła, nawet nie wiem co jej stało, że jej nie było w Tourze. Jednak tu przeszła eliminacje, więc wygrała już trzy mecze, a dla mnie był to pierwszy mecz w turnieju, a to zawsze bywa trudne. Dlatego cieszę się, że było dość krótko, bo trawę najbardziej czuje się w nogach dopiero na następny dzień. Niby mecz trwał mniej niż godzinę, ale jednak nie da się ukryć, że kilka razy się dzisiaj przebiegłam i to dość dobrze - powiedziała Radwańska, która w kolejnej rundzie spotka się po raz pierwszy z Francuzką Mathilde Johansson, 98. na świecie. - Nie pamiętam, żebyśmy kiedyś ze sobą grały, ale to nie jest tak, że jej nie znam. Znam ją z turniejów, no i nie da się ukryć, że sporo oglądam tenisa w telewizji, czy to w hotelu, w szatni, czy też w domu, kiedy tylko mam okazję. Widziałam więc już jej kilka meczów, jednak na trawie każda z nas gra trochę inaczej i często inne są wyniki, niż zwykle. Tak naprawdę pewnie dopiero po kilku pierwszych gemach będę wszystko wiedziała - dodała. Przed rokiem krakowianka osiągnęła w Wimbledonie pierwszy i jak dotychczas jedyny finał w Wielkim Szlemie. Organizatorzy londyńskiego turnieju, najstarszego i najbardziej prestiżowego na świecie, słyną z tego, że zawsze doceniają sukcesy odnoszone na trawie. - Chyba nie czuję, że jestem jakoś szczególnie traktowana. No może na korty treningowe łatwiej mi się jest dostać. Jest tu kilka kortów jakby zarezerwowanych dla najlepszych zawodniczek i zawodników, a komfort treningowy jest w sumie dla nas najważniejszy. Na innych szlemach zdarza się, że trzeba walczyć o miejsce i porę, a tu jakby faktycznie mam pewne pierwszeństwo - powiedziała. - W sumie to już mój ósmy Wimbledon. Co roku widać, ze coś się tu starają polepszyć, odnowić, żeby warunki były lepsze. No i nie da się ukryć, że od pięciu lat mam szatnię tu na górze, a to jest różnica, co tu dużo mówić. Jedynie ciągle są tu te same twarze, a sporadycznie pojawia się w tym gronie ktoś nowy - dodała. Oprócz krakowianki w komplecie do drugiej rundy awansowała w sumie piątka Polaków - również Urszula Radwańska, Jerzy Janowicz, Łukasz Kubot i Michał Przysiężny, tak samo jak przed miesiącem w wielkoszlemowym Roland Garros. - Faktycznie, z turnieju na turniej coraz więcej Polaków jest w drabinkach, i w damskiej, i w męskiej. Nic tylko się cieszyć. Wszystkich trzech chłopaków znam bardzo dobrze i wszystkim tak samo kibicuję. Ale najlepiej chyba Jerzyka, bo najdłużej graliśmy w tych samych turniejach juniorskich, już chyba od dziesięciu lat się znamy, więc jest jak duży brat - powiedziała Radwańska. - Ula nie chciała powiedzieć, którego z nich najbardziej lubi? Cóż, pewnie nie chciała mieć przechlapane u żadnego z nich - dodała ze śmiechem. Z Londynu - Tomasz Dobiecki