Na "papierze" to nasza tenisistka była zdecydowaną faworytką. Druga w rankingu WTA, rozstawiona w Stuttgarcie z numerem jeden, trafiła jednak na wspaniale dysponowaną rywalkę. Siegemund, 71. w rankingu, rozgrywa turniej życia. Niemka przebrnęła kwalifikacje, a już w turnieju głównym pokonała Rosjankę Anastazję Pawliuczenkową, Rumunkę Simonę Halep (4.), Włoszkę Robertę Vinci (6.) i Radwańską, w siedmiu meczach nie tracąc nawet seta. "Myślę, że w grze, którą ona stosuje, to bardzo ważne jest pierwsze uderzenie. Trafiała prawie wszystko i za każdym razem, kiedy dostawała piłkę, to nie miała nic do stracenia i ryzykowała" - stwierdziła Radwańska, dla której występ w Stuttgarcie był pierwszym po przerwie związanej z kontuzją prawego barku, przez co nie zagrała w Katowicach i meczu Pucharu Federacji z Tajwanem. "Nie mogę jednak narzekać, miałam udany początek roku. Osiągnęłam kilka dobrych wyników, było kilka półfinałów, więc jak na razie jest dobrze. Mam nadzieję, że będę w stanie to utrzymać" - dodała Polka. Siegemund w sobotę bardzo dobrze, zresztą, jak w całym turnieju. Zanotowała 90-procentową skuteczność pierwszego serwisu, miała 34 kończące uderzenia przy 17 niewymuszonych błędach, a bilans Radwańskiej w tym elemencie wynosił 13-15. "Może jestem podobnym typem gracza jak ona dla innych tenisistek. Nie skupiałam się, aby pokonać ją jej własną bronią. Koncentrowałam się na własnej grze, która przynosiła mi efekty przez cały tydzień. Na początku grałam trochę za krótkie piłki, co dawało jej wiele możliwości, ale potem poprawiłam ten element i odnalazłam swoją grę, choć trochę później niż we wcześniejszych meczach" - powiedziała Niemka. Rywalką Siegemund w finale będzie broniąca tytułu inna reprezentantka Niemiec Angelique Kerber.