Obie tenisistki zmierzyły się ze sobą po raz pierwszy. Zajmująca 13. miejsce w światowym rankingu Polka w pierwszej rundzie miała wolny los, a w kolejnych wyeliminowała gładko Amerykankę Irinę Falconi, Czeszkę Karolinę Pliszkovą i Bułgarkę Cwetanę Pironkową. W półfinale potrzebowała trzech setów, by pokonać Amerykankę Slaone Stephens. 26-letnia krakowianka, która wygrała imprezę w Eastbourne w 2008 roku, pierwszy raz w tym sezonie wystąpiła w finale turnieju WTA. Łącznie w decydującym meczu zagra po raz 21. w karierze, dotychczas w turniejowych finałach triumfowała 14 razy. Z kolei osiem lat młodsza Bencic, 31. w rankingu WTA, po raz trzeci zagra w finale, odnosząc pierwsze zwycięstwo. Początkowo obie tenisistki wygrywały własne podania. Łatwiej to przychodziło naszej tenisistce. W szóstym gemie Szwajcarka miała duże kłopoty, przegrywała 0:30, ale doprowadziła do remisu, a potem zwyciężyła na przewagi. Kolejny gem był bardzo długi, trwał aż dziewięć minut i 36 sekund. I mimo że Polka wygrała najdłuższą wymianę składającą się z 31 odbić, to jednak górą była w nim Bencic, obejmując prowadzenie 4:3 W przerwie do Polki podszedł trener. - Jesteś megaspięta. Musisz grać luźniej - powiedział Tomasz Wiktorowski. - Tak nie da się grać. To sranie, a nie granie - żaliła się Radwańska na warunki na korcie, mając chyba na myśli wiatr. Słowa trenera pomogły, bo Polka w ósmym gemie odrobiła stratę. W dziewiątym gemie Radwańska obroniła dwa break-pointy, potem sama miała dwie okazje, by go wygrać, jednak po raz drugi dała się przełamać i Szwajcarka prowadziła 5:4. Bencic serwowała, aby zwyciężyć w partii i dopięła swego za drugą piłką setową. Krakowianka bardzo dobrze zaczęła drugą partię. Wygrywała wymiany, "gierki" przy siatce i szybko "odskoczyła na 3:0, z jednym przełamaniem (w punktach było 12-1 dla niej). Szwajcarka, która wydawała się stłamszona, powoli dochodziła jednak do normalnej dyspozycji. Najpierw wygrała własne podanie, a potem w kolejnym bardzo długim gemie (trwającym osiem i pół minuty), potrafiła odrobić stratę. Mecz stał się wyrównany, wymiany się ciągnęły, bo tenisistki nie oddawały łatwo punktów. Szósty gem również był długi (osiem minut i 39 sekund), lepsza w nim okazała się Bencic, a Agnieszka najbardziej może żałować dwóch zepsutych bekhendowych wolejów spod siatki. W siódmym gemie Polka obroniła break-pointa, w następnym dwa wybroniła Szwajcarka i wciąż był remis (4:4). W dziewiątym gemie Radwańska utrzymała własne podanie, choć znowu musiała bronić break-pointa. Dziesiątego gema dobrze zaczęła Bencic. Prowadziła 30:0, ale potem krakowianka grała równiej, zdobywając cztery punkty z rzędu i wyrównując stan setów. Młoda Szwajcarka schodząc w kierunku krzesełka była bardzo zła, ale swoją złość przekuła na grę. Już w pierwszym gemie przełamała podanie Polki, a potem, choć z kłopotami, utrzymała własny serwis. Bencic w decydującym secie prezentowała się lepiej i tak zostało do samego końca. Szwajcarka nie przegrała w nim żadnego gema, odnosząc niespodziewane, ale chyba zasłużone zwycięstwo. Radwańska w całym meczu zanotowała 48 kończących piłek, rywalka 39, Polka popełniła 28 niewymuszonych błędów, jej przeciwniczka 23. Turniej w Eastbourne był ostatnim sprawdzianem dla tenisistek przed rozpoczynającym się 29 czerwca wielkoszlemowym Wimbledonem. Finał: Agnieszka Radwańska (Polska, 9.) - Belinda Bencic (Szwajcaria) 4:6, 6:4, 0:6