Tu znajdziesz I część wywiadu z Marianem Kmitą Michał Białoński, Interia: Czym kierował się pan przy budowie strategii promowania dyscyplin, jak pan dobierał priorytety? Z pewnością bez Polsatu Sport i Plusa nie byłoby tak mocnej siatkówki, tak wypromowanego boksu i MMA. Pamiętamy, jaka była siatkówka w latach 90. XX wieku, a jaką mamy teraz i to zarówno w ujęciu ligowym, jak i reprezentacyjnym. Marian Kmita, dyrektor Polsatu Sportu: Siatkówka jest mi o osobiście bardzo bliska. Miłość do niej zaczęła się w latach 1974-1976, kiedy jako dorastający chłopak miałem przyjemność oglądać w telewizji naszą reprezentację. Ekipę Huberta Wagnera. - Dokładnie. Później, gdy pojawiłem się na Woronicza, w TVP, w pierwszych miesiącach pracy spotkałem się z Hubertem Wagnerem. W fajnym miejscu - bar "Baltazar", mieszczący się koło Polskiego Radia. Byłem świeżo upieczonym szefem sportu w TVP 1. I pan Hubert mnie przekonywał, że nadeszła pora na odbudowę pozycji siatkówki w mediach. Kiedy to spotkanie miało miejsce? - Jesienią 1996 r. Przesłanek sportowych do stawiania siatkówkę nie było. Rozmawialiśmy po IO w Atlancie, gdzie nasi reprezentanci na siedem meczów wygrali jednego seta i mówiło się bardziej o gigantycznej klęsce niż o powrocie siatkówki na piedestał. Ja jednak miałem wielki sentyment do samego Wagnera, jak i do jego zawodników, więc się nie poddawaliśmy. Pierwszą wylewką pod fundament udało się zrobić w TVP w tamtym czasie. Gdy w 1999 r. przeniosłem się do Polsatu, to sentyment do siatkówki zabrałem ze sobą. TVP wykonała kawał solidnej roboty w międzyczasie. W Polsacie po raz pierwszy zajęliśmy się siatkówką w 2000 r. Wcześniej były próby z transmisjami meczów Nike Węgrów w lidze kobiet. W 2000 r. zajęliśmy się najpierw Galaxią Częstochowa, a później pucharami, następnie ligą, a od 2005 r. już reprezentacją Polski. Rzeczywiście, ta inwestycja była gigantyczna, kwota jaką w 2007 r. prezes Solorz wyłożył na zakup praw do MŚ 2014 była naprawdę wielka. Przez ten cały czas pracowaliśmy nad popularyzacją dyscypliny i otwarcie MŚ na Stadionie Narodowym jest zwieńczeniem całego naszego wysiłku. 20 sierpnia, gdy ponad 60 tys. ludzi odśpiewało Mazurka Dąbrowskiego, przed meczem Polska - Serbia, to była najwspanialsza nagroda, jaka mogła nas spotkać. Byliśmy bardzo zaangażowani w siatkówkę nawet poprzez kreowanie projektów, a nie tylko poprzez zwykłą relację federacja - telewizja, zatem przyjemność jest podwójna w związku z faktem, że to przyniosło efekty. To jeden z tych towarów, jedna z tych dziedzin, gdzie przymiotnik "polski" ma zabarwienie bardzo pozytywne. A sporty walki? - Ten wybór wynikał nie tylko z miłości do boksu i innych sportów walki, ale też z próby odpowiedzi na pytanie, jak się sprzeda w Polsce pay-per-view. Byliśmy w Polsce prekursorami w tej technice dystrybucji treści telewizyjnych. Na początku dostawaliście po głowie od kibiców, w związku zakodowaniem MŚ siatkarzy. - W wypadku siatkarzy to była próba ratowania biznesu, którego i tak się nie udało uratować, po tym jak ówczesne państwo polskie wycofało się ze zobowiązań. Zostawili nas samych i prezes Solorz był głównym fundatorem zakupu praw do MŚ w Polsce. Mieliście obietnice zaangażowania spółek Skarbu Państwa w ten projekt, jak dziś się angażuje choćby PKN Orlen? - Tak, mieliśmy nawet na stole wynegocjowane umowy, gotowe do podpisu, ale nastąpił zwrot. Nieoczekiwany, niezapowiedziany, który nas postawił w bardzo trudnej sytuacji finansowej, więc musieliśmy się ratować poprzez zakodowanie sygnału. Natomiast gale bokserskie i gale MMA to biznes sam w sobie, a nie zarządzanie kryzysem. To oswojenie wszystkich z tym, że budżety takich gala są na tyle wysokie, że do tego, aby takie budżety się wyzerowały, czy przyniosły jakiekolwiek zyski konieczna jest dystrybucja sygnału za pomocą abonamentu PPV. Przetarliśmy ten szlak i dzisiaj nikt już się nie bulwersuje. W czymś, co było w USA, czy Europie Zachodniej normą od dziesięcioleci, w Polsce byliśmy pierwsi. Walka Adamek - Kliczko z września 2011 r. to było największe wydarzenie i najlepiej sprzedane w PPV? - Dokładnie. To numer "jeden" do dzisiaj. To naturalne: urok Stadionu Miejskiego we Wrocławiu, Tomek Adamek i Witalij Kliczko byli w wielkiej formie. Do tego walka o mistrzostwo świata w kategorii ciężkiej. Dziś żaden z Polaków nie może się na nią doczekać. - To niestety minęło i będziemy długo czekać na kolejną szansę. Uważam, że wszystkie nasze projekty - benefisy Andrzeja Gołoty, który niestety nie pokonał Tomka Adamka, ani Przemka Salety to też były mocne wydarzenia. Gala Tomasz Adamek - Artur Szpilka również się odbiła dużym echem. Te eventy zapisały się złotymi zgłoskami w historii wielkich widowisk w sportach walki. Szkoda tylko, że to nie przekłada się na obudzenie boksu amatorskiego, olimpijskiego, o którym pan kiedyś powiedział, że leży na łopatkach. Od brązu Wojciecha Bartnika na IO w Barcelonie minęło już 28 lat, a my wciąż czekamy na kolejny krążek. W akcie desperacji Mateusz Masternak wrócił do pięściarstwa amatorskiego i próbuje przebić się na IO w Tokio. - Chcielibyśmy pomóc boksowi olimpijskiemu, ale jako telewizja nie możemy zastępować związku. My możemy z nimi współpracować. Tak jak w przypadku naszej relacji z PZPS-em czy PZKosz-em, z którym ułożyliśmy sobie współpracę bardzo dobrze. Wiele zależy od partnerstwa po drugiej stronie. Jeżeli prezes danego związku jest światły, widzi horyzont, wierzy w cele, które będą realizowane na długim dystansie - z dnia na dzień nie uda się niczego zmienić, to jest w porządku. Niestety, w przypadku boksu nigdy takiego partnera nie mieliśmy. Ani po stronie promotorów, ani po stronie Polskiego Związku Bokserskiego. Stąd kłopot. Dlatego lepiej nam idzie w MMA, gdzie relacje są o wiele bliższe, bardziej szczere i uczciwe. Stąd potęga KSW, rozwój FEN MMA, czy MMA Babilon.