Partner merytoryczny: Eleven Sports

As z Włoch punktuje postawę niektórych polskich kibiców. "Chyba nie lubią tego sportu"

Włoch Andrea Mabellini robi co w jego mocy, aby rzutem na taśmę wskoczyć na najniższy stopień podium mistrzostw Europy. O pełną pulę walczy w Rajdzie Śląska, który nie dość, że debiutuje w czempionacie Starego Kontynentu, to w dodatku od razu jest rundą finałową. 25-latek nawigowany przez Virginię Lenzi (Skoda Fabia RS Rally2), w rozmowie z Interią podzielił się swoimi wrażeniami dotychczasowymi specyfiki rajdu, a przy okazji zwrócił uwagę na problem, tworzony zawodnikom przez niezdyscyplinowaną część kibiców.

Andrea Mabellini i Virginia Lenzi (Skoda Fabia RS Rally2)
Andrea Mabellini i Virginia Lenzi (Skoda Fabia RS Rally2)/Maciej Niechwiadowicz / Facebook/MRF Racing/

- Naprawdę się cieszę. Pierwsze trzy sobotnie godziny na trasie były fajne. Próbowałem wszystkiego, co mogę pokazać i wydaje mi się, że nie jest źle. Teraz z pewnością będzie trochę trudniej, bo drogi staną się bardziej zanieczyszczone i mocniej brudne. Jednak na ten moment nasza prędkość jest całkiem wysoka i jesteśmy szczęśliwi z tego, jak się prezentujemy - relacjonował Andrea Mabellini w rozmowie z wysłannikiem Interii, którą odbyliśmy w pobliżu Stadionu Śląskiego. To właśnie ten efektowny obiekt, a konkretnie jego otoczenie, stanowi "park maszyn", gdzie mechanicy zespołów uwijają się jak w ukropie, gdy przychodzi czas serwisowania rajdówek.

Andrea Mabellini: Znów poczułem się jak dzieciak, który się bawił

I właśnie chwilę przed zjazdem do takiej alei, mieliśmy sposobność porozmawiać z Mabellinim. Reprezentant Włoch przed Rajdem Śląska zajmował czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej mistrzostw Europy, a atakując miejsce na podium jest największym zagrożeniem dla Mikołaja Marczyka. Polak ma jednak dość bezpieczną przewagę, wynoszącą aż 20 punktów. A sam także ma chrapkę, aby wspiąć się oczko wyżej, zwłaszcza że wicelider cyklu Mathieu Franceschi na razie nie prezentuje się tutaj wybornie.

Dla zawodnika, który w tym sezonie ERC wygrał ledwie jeden oes, ale dość regularnie punktuje, zmagania na odcinkach specjalnych w naszym kraju, zwłaszcza o tej porze roku, powodują jedną, wiodącą trudność.

- Myślę, że generalnie najtrudniejszą rzeczą w rajdach jest zmiana przyczepności nawierzchni. Czasami ją masz, czujesz to i możesz pozwolić sobie na więcej, a innym razem tego najbardziej brakuje. Zawsze musisz znaleźć kompromis, to jest w tym sporcie najważniejsze. Mamy też wielu groźnych przeciwników, którym trzeba stawić czoła - powiedział Interii zawodnik z Półwyspu Apenińskiego.

Reprezentant Włoch podkreślił, że świetną zabawę za kółkiem rajdówki miał w piątek, a okazją był superoes w centrum Katowic, w sąsiedztwie hali Spodek. Trasa nie była długa, ale wymagająca techniczne, lecz i tak w każdej z możliwych partii zawodnicy szukali limitu prędkości. Do tego ozdobą były efektowne sekcje.

- Bardzo mi się podobało, zwłaszcza fragment przejazdu z płomieniami oraz kręcenie bączków. Czułem się, jakbyśmy znów byli dzieciakami, którzy się tym wszystkim dookoła bawią. To naprawdę fajne - uśmiechnął się od ucha do ucha.

Gdy zapytałem Włocha o organizację, zaczął od zdania: "w tej chwili wszystko dla nas jest w porządku", ale od razu otworzył też mniej przyjemny wątek. - Niestety widziałem, że niektórzy ludzie prawdopodobnie nie lubią rajdów, bo blokują drogi swoimi samochodami. To coś, czego nigdy nie zrozumiem, ponieważ tu chodzi tylko o jeden dzień w roku - kręcił głową.

A następnie dodał: - Sytuacja miała miejsce dzisiaj. Dla nas jeszcze nie było problemu, bo jechaliśmy w przodzie, byliśmy drugim samochodem na drodze, ale dla tych, którzy byli za nami, to był problem. W takich sytuacjach tracimy czas. Wiem, że organizacyjnie to nie jest łatwe, doskonale zdaję sobie z tego sprawę, ale to musi wrócić na właściwe tory - zasygnalizował Mabellini.

INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem