Artur Gac, Interia: Nie kropkę, lecz wielką "kropę" nad "i" postawiłeś wraz z bratem Marcinem w Rajdzie Śląska. Jak to się robi, by wieku 41 lat odnosić w sporcie życiowe sukcesy? Jarosław Szeja, rajdowy mistrz Polski 2024 roku: Wydaje mi się, że rajdy samochodowe są sportem dla ludzi doświadczonych. To nie jest tak, jak w innych sportach wytrzymałościowych, na przykład w lekkoatletyce, że jeśli przekraczasz 30-tkę, jesteś już niemalże na emeryturze. Tu wręcz przeciwnie, zeszłoroczny mistrz Polski Grzesiek Grzyb ma 47 lat. Obecny 41, więc przede mną teraz sześć lat na to, żeby bronić tytułu (uśmiech). Popatrzmy dalej, Sebastien Loeb ma 50 lat i zajmuje czołowe lokaty w Rajdzie Dakar, a dwa lata temu wygrał rajd w mistrzostwach świata. Sebastien Ogier jest w moim wieku i wygrywa rajdy mistrzostw świata. O czym to świadczy? - O tym, że ten sport tak się rozwinął, a wraz z nim nasze przygotowania, czyli zawodników, są już na tyle profesjonalne, że jesteśmy w stanie mocno przesuwać granicę wieku. A na końcu wykorzystywać właśnie to doświadczenie, które gwarantuje nam nasz wiek. No właśnie, by nikt nie zdążył pomyśleć, że co to za poziom sportowy, skoro 41-latek rozdaje karty. To wszystko jest poparte ciężką, bardzo ciężką pracą. Nie da się wytrzymać tylu godzin za kierownicą rajdówki na bardzo wymagających odcinkach specjalnych, jadąc na limicie prędkości i swoich możliwości, jeśli to wszystko byłoby robione amatorsko. - No pewnie. To są dziesiątki godzin treningu koncentracji, godziny spędzone na różnego rodzaju przygotowaniach fizycznych. Ja w tym roku, przez taki reżim, schudłem przed sezonem 12 kilogramów. Nie ma cudów, że wsiądziesz za kierownicę rajdówki i już jesteś szybki. Do tego dochodzą dziesiątki testów i przygotowań, przemyśleń nad ustawieniem samochodu. To bardzo skomplikowany sport. Tutaj jest tyle zmiennych, a przede wszystkim cały zespół musi dobrze działać. Bez dobrego pilota, konkurencyjnego samochodu, właściwie ustawionego oraz bez dobrego serwisu, kierowca nie zrobi wyników. To jest praca absolutnie zespołowa. Nie przesadzę, jeśli powiem, że to mój sposób na życie, bo już tak wiele poświęciłem temu jednemu celowi. Teraz odpoczniesz? - No właśnie średnio będzie kiedy zwolnić. Wprawdzie sezon się zakończył, ale w tym momencie zaczyna się największa harówa, czyli szukanie budżetu na przyszły rok. Dogrywanie sponsorów i partnerów oraz mnóstwa innych spraw, żeby bez zarzutu działały w kolejnym roku, kosztuje ogrom pracy. Tytuł mistrza Polski będzie otwierał więcej drzwi? - Myślę, że tak. Tym bardziej, że już mamy partnerów, którzy do nas podochodzili, a my w tym momencie potwierdzamy, że model działania naszego zespołu rajdowego, poprzez łączenie biznesu z działaniami społecznymi i charytatywnymi, jest synergią ważnych celów. Na sam Rajd Śląska doszły nam trzy firmy. Ustaliliśmy już, że w motorsporcie twoja metryka nie powinna szokować. Czy jednak masz poczucie, że dopiero teraz wywalczony pierwszy tytuł przedefiniuje twoje miejsce w rajdach i na tyle otworzą się nowe furtki, że pójdziesz wyżej? A może wcale tak wiele sobie nie obiecujesz? - Nie wiem. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. A czego byś sobie życzył w wymarzonym scenariuszu? - Ja bym chciał obronić w przyszłym roku ten tytuł. Chciałbym, aby nasi partnerzy byli zadowoleni z naszych działań, wyników i osiąganych celów. Bo jeżeli oni będą zadowoleni, to ja nie będę miał problemów budżetowych. W takiej sytuacji wszystko będzie spójne, my będziemy napędzeni, a życzliwi nam ludzie nie będą tracić w nas wiarę i wielość działań, które podejmujemy. To nie są same rajdy, tych jest może z 20 procent. Cała reszta, gdzie idzie o aktywności społeczne i charytatywne, łączy nas w jeden cel. Jaki budżet na przyszły sezon zapewniłby ci całkowity spokój? - Dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają. Mówimy o sporcie wysokobudżetowym, w którym jednak dużo mówi się o pieniądzach. - Mogę powiedzieć ci poza nagraniem. A czemu nie chcesz o tym powiedzieć oficjalnie? Może wielu osobom by uzmysłowiło, o jakiej skali wyzwania rozmawiamy. - Chciałbym to jednak pozostawić wewnętrznie, bo ktoś może pomyśleć, że wydajemy niemałe pieniądze na głupoty. Później jest tyle hejtu i tyle tego wszystkiego się wylewa, że szkoda dawać niektórym ludziom zapalnik. Miałeś wewnętrzne postanowienie na wypadek zdobycia tytułu mistrzowskiego? Masz w planie wykonać coś, co było uzależnione właśnie od tego wyniku? - (dłuższa cisza) Obiecałem sobie, że wykonam tatuaż. Jeszcze nie wiem gdzie, ale prawdopodobnie na łydce. Z akcentem sportowym? - Jak najbardziej. Z tytułem mistrza Polski. Pojawi się na łydce, a może na przedramieniu. Tego jeszcze nie wiem, tym bardziej, że nigdy nie miałem odwagi zrobić tatuaż. Zresztą zawsze zastanawiałem się, po co ludzie coś sobie tatuują. I jaką znalazłeś odpowiedź? - Żeby coś zaznaczyć, coś pokazać, coś utrwalić. Coś, co powinno być wspomnieniem na całe życie. I myślę, że tak jak nigdy nie miałem pomysłu na to, co to może być i dotąd nigdy nie wydarzyło się coś tak ważnego, by mnie ośmielić, tak teraz wydaje mi się, że to jest ten moment, na który tak długo pracowaliśmy. Tak bardzo do tego dążyliśmy, że to chyba odpowiednia ranga. Tak jak dwie minuty temu miałeś wątpliwości, czy po ujawnieniu przez ciebie kwoty całorocznego budżetu ludzie nie pomyślą, że ładujecie wielkie pieniądze w fanaberie, tak teraz tym stwierdzeniem - że tyle lat czekałeś na wielkie wydarzenie w swoim życiu - chyba sam przynosisz najlepszą odpowiedź. - Tak naprawdę życie powinno składać się ze wspomnień, a nie z marzeń. Z tego co zrobiliśmy, zrealizowaliśmy i z tego, co wypracowaliśmy. Cieszę się, bo uważam, że zrobiliśmy rzecz wyjątkową. Walczyliśmy z dużo mocniejszymi od siebie i to najbardziej daje satysfakcję. Ciężka praca popłaca. Po prostu. W tym roku poświęciliśmy temu celowi wszystko. A przynajmniej ja. Włącznie ze spokojem domowym i rodzinnym, a także pracą zawodową. Masz żonę, dzieci? - Oczywiście. Żonę i dwie córki, 10- i 11-letnią. Do tego prowadzę firmę. A więc dom, rodzina, szkoła i biznes było podporządkowane jednemu celowi w tym roku. Komuś chciałbyś zadedykować to mistrzostwo? - Ten tytuł jest dla Jacka. Jacek to jest nasz partner, który jest z nami 13 lat. I on wierzył w to, że kiedyś to zrobimy. Co roku zmienialiśmy auto na mocniejsze, lepsze, wyższą klasę. Były lepsze i gorsze momenty, były wypadki, rozbicia samochodów i pomniejsze tytuły. Było wszystko, tak jak w życiu. W końcu się udało, a on w nas wierzył. I nieraz uratował nam skórę. Współpracujesz z psychologiem? - Tak. Dużo wnosi? Czujesz wartość dodaną? - W tym roku zacząłem po paru sytuacjach, z którymi nie umiałem sobie poradzić. I właśnie Jacek skierował mnie do zaufanej osoby, z którą po ludzku przegadaliśmy szereg rzeczy. Przeczytałem książkę o motywowaniu i podchodzeniu do życia. I modelowo wykonałem to, co tam wyczytałem, na Rajdzie Śląska. Tak jak chcieliśmy, jak przegadaliśmy i jak to przeczytałem. Słusznie się mówi, że kierowcy wyścigowi są najszybszymi, a rajdowi najlepszymi? - Ciekawe, tego jeszcze nigdy nie słyszałem. Kierowcy rajdowi na pewno mają wyuczoną szybką reakcję na to, jak zmienia się droga. Na torze wyścigowym droga przeważnie zawsze jest taka sama, a nawet jeśli ktoś naniesie żwirek, to przybiegnie pan, który go uprzątnie. Dlatego jazda torowa jest jazdą na pełnym limicie przyczepności, aby każde okrążenie robić na sto procent możliwości samochodu, opon i toru. Na rajdzie nie da się jeździć na sto procent, bo wtedy ryzyko bardzo wzrasta, bowiem występuje na odcinku za dużo zmiennych, na które nie mamy wpływu. Możemy się tylko domyślać, jak dużo podczas powtórnego przejazdu danego oesu będzie błota, czy punkty hamowania będą czyste, a może jakaś załoga w niewidocznym miejscu wyniosła na tor jazdy jakiś element, który spowoduje stratę przyczepności. To są tego typu wyzwania, zarazem stanowiące najlepsze elementy tego sportu. Jest on trochę nieprzewidywalny, ale najlepsze załogi umieją sobie z tym radzić. O konkretnym budżecie nie chcesz rozmawiać, natomiast nie jest tajemnicą, że "czysty" koszt takiej rajdówki, jak wasza, to kwota oscylująca wokół miliona złotych. Powiedz tylko, by dać perspektywę, ile wynosi serwis takiego samochodu, jakie są koszty niektórych podzespołów. Zacznijmy, na przykład, od tarczy sprzęgła. - Ona akurat nie jest mega droga, ale generalnie części eksploatacyjne nie są tanie. Jedna półoś kosztuje 1,5 tysiąca euro, zwrotnica 5 tysięcy euro. Komplet amortyzatorów to już kilkanaście tysięcy euro. W tym roku kupiliśmy dwie turbiny, każda po 2,5 tysiąca euro, a jedna starcza na 1500 kilometrów. W połowie sezonu doszedł jeszcze remont jednostki napędowej, to był "grubszy" koszt. A nowe serce, czyli silnik? - 40 tysięcy euro. Takich samochodów, jak nasz, jest około 300 na świecie. To nie jest masowa produkcja, tylko wyspecjalizowana, na bardzo wysokogatunkowych materiałach, karbonach i kevlarach. Zresztą tak naprawdę te wszystkie elementy, które wykorzystuje się w motorsporcie i tutaj testuje, później przenosi się na cywilne samochody. Przecież rozwój zawieszeń, układów hamulcowych, czy opon, a nad ich przyczepnością pracuje każdy producent, później przekłada się na bezpieczeństwo w ruchu drogowym normalnych, seryjnych samochodów. Rozmawiał: Artur Gac Rajd Śląska - klasyfikacja końcowa: 1. Marczyk/Gospodarczyk (Skoda Fabia RS Rally2) 1:45:53,0 s 2. Grzyb/Binięda (Skoda Fabia RS Rally 2) +1:31,7 s 3. Szeja/Szeja (Skoda Fabia Rally2 evo) +1:52,2 s 4. Gabryś/Syty (Skoda Fabia RS Rally2) +2:11,3 s 5. Byśkiniewicz/Siatkowski (Skoda Fabia Rally2 Evo) +2:38,2 s 6. Kołtun/Pleskot (Skoda Fabia RS Rally2) +2:39,9 s 7. Matulka/Dymurski (Skoda Fabia Rally2 evo) +3:14,5 s 8. Krotoszyński/Martynek (Skoda Fabia Rally2 evo) +5:52,8 s 9. Laskowski/Kuśnierz (Ford Fiesta Rally3) +6:12,2 s 10. Kwiatkowski/Kozdroń (Skoda Fabia Rally2 evo) +6:24,0 s Końcowa punktacja RSMP po Rajdzie Śląska (runda 6/6): 1. Szeja/Szeja 166,5 pkt 2. Grzyb/Binięda 149 pkt 3. Gabryś/Syty 135,5 pkt 4. Matulka/Dymurski 130,5 pkt 5. Byśkiniewicz/Siatkowski 113,5 pkt