Na zakończenie pierwszego etapu załoga Grzyb/Adam Binięda wykręciła szósty czas na finałowym odcinku specjalnym. 46-letni weteran z Rzeszowa zwrócił uwagę na "grube" przygody, które miały miejsce w koleinach na drugiej pętli. Zwłaszcza jedna przyprawiła go o dużo szybsze bicie serca. - Muszę przyznać, cholera, że w ogóle nie radzę sobie w tych koleinach. Staram się jechać jak najlepiej, ale raz za mocno się wrzucam, a gdy z kolei próbuję jechać jak pociąg, to mnie "wypluwa". Właśnie tak było, gdy wjechaliśmy z prędkością ponad 170 km/h w długi, lewy zakręt, piaszczysty z głęboką koleiną. Jak nas "wypluło", to tylko czekałem co się stanie, bo dookoła był las i zrobiło się naprawdę nieprzyjemnie. Na całe szczęście pomieściliśmy się - mówiąc to Grzyb uśmiechnął się i można było odczuć, że ponownie odetchnął z ulgą. Grzegorz Grzyb szczerze: Jedziemy szybciej niż w ubiegłym roku. Problem w tym, że... Doświadczony kierowca, świadomy swoich ograniczeń, mocno się stara, aby rozsądek cały czas górował nad ambicjami. - W związku z tym jadę w koleinach czujnie, wiem o tym, że tam tracę, ale takie są nasze umiejętności. Nie potrafię jechać lepiej, więc staramy się dojechać i podążać czysto. Nasze tempo i tak nie jest złe, bo jedziemy szybciej niż w ubiegłym roku. Problem w tym, że inni panowie są troszeczkę szybsi - ocenia dwukrotny mistrz Polski. Rozprawiając o swoich możliwościach, Grzyb zwrócił uwagę także na obiektywną przeszkodę. Właściwie po tym, co powiedział, nikt nie powinien od niego oczekiwać, by miał namieszać pośród takich zawodników, jak Hayden Paddon, Mads Ostberg, czy sensacyjny lider na półmetku rywalizacji, doskonale czujący się na mazurskich szutrach Martins Sesks. Grzyb: Nie da się pójść na jeden trening i zostać mistrzem świata - Brakuje nam kilometrów na szutrach, nie da się pójść na jeden trening i zostać mistrzem świata. Tak naprawdę myśmy jeden dzień, nawet niecały, pojeździli na szutrach w zeszłym tygodniu, więc nie mamy jeszcze takiej pewności, jak ci najlepsi. Oni wiedzą dokładnie, co i jak zrobić. A ja w wielu miejscach zastanawiam się, czy już zahamować, a może lepiej opóźnić, jaką linią jechać, czy bardziej złożyć auto, a może wyprostować. Chodzi o wszystkie detale i niuanse, które finalnie przekładają się na to, że nasz czas jest gorszy, choć prędkość wcale nie jest mniejsza - tłumaczył Grzyb. O niebo lepiej wygląda dla Grzyba klasyfikacja "pocieszenia", czyli lokata w mistrzostwach Polski. W Mikołajkach zwycięzca pierwszej rundy RSMP zajmuje w tej chwili trzecie miejsce. - Z założenia było wiadomo, że jest tutaj tylu szybkich zawodników, iż z nimi nie powalczę na szutrze. Dlatego trzeba było szczególnie zerknąć na mistrzostwa Polski, a dumę schować do kieszeni - podsumował kierowca z Podkarpacia.