- To był wymagający dzień, a dlatego był taki, bo sam sobie narobiłem kłopotów na pierwszym odcinku Świętajno. Z własnego błędu musiałem cofać, ponieważ wyrzuciło nas trochę za bardzo na zewnętrzną, gdzie był dużo pień. Straciliśmy tam około 15 sekund. Później wszystko było okay, myślę że zaskoczyła nas pogoda, która była iście letnia, bodajże 27 stopni Celsjusza na odcinku Wieliczki - relacjonował Marczyk na mecie pierwszego etapu. Ubiegłoroczny zwycięzca Rajdu Polski z wielkim uznaniem wypowiadał się o liderującym Łotyszu Martinsie Sesksu, któremu pilotuje Renars Francis. Mikołaj Marczyk pokłonił się rywalowi. "Był klasą dla samego siebie" - Staraliśmy się jak tylko mogliśmy, natomiast 25 sekund stricte z jazdy straciliśmy do Martinsa, który w sobotę był klasą dla samego siebie. Bardzo mu tego gratuluję. Z perspektywy dotychczasowych oesów doceniam, że w tej chwili jesteśmy na trzecim miejscu, ponieważ przedzielamy Paddona oraz Ostberga, co jest dobrym położeniem - uważa zawodnik Orlen Teamu. To jednak trudniejsze położenie w porównaniu do ubiegłego roku. Wówczas 27-letni łodzianin po pierwszym dniu zajmował w klasyfikacji generalnej pierwsze miejsce. Marczyk z przekonaniem wskazuje, jaka jest podstawowa różnica. - Poziom rywalizacji w tym roku jest według mnie zdecydowanie wyższy, bo nie uważam, żebyśmy jechali wolniej względem zeszłego roku - ocenia. Marczyka powinno z kolei premiować miejsce, z którego wystartuje do drugiego etapu. Szybko oszacował, że razem z Szymonem będą ósmym autem na drodze, dzięki czemu linia jazdy już powinna być przygotowana. - Do tego dojdą dwa nowe odcinki, więc sprawdzimy trochę innych rajdowych kompetencji. Mam nadzieję, że w niedzielę z jednej strony zawalczymy o to, żeby cały czas utrzymywać światowy poziom jeśli chodzi o tempo, a jednocześnie walczyć z zawodnikami dookoła nas, bo z pewnością Mads nie będzie odpuszczał, a Hayden będzie gonił Martinsa Sesksa - przewiduje Marczyk.