Do nieszczęścia na Mazurach doszło we wtorek 25 czerwca, około godziny 9:30 na trasie między miejscowościami Włosty - Skocze w gminie Gołdap. W zderzeniu brały udział toyota yaris, kierowana przez rajdowego gwiazdora, ośmiokrotnego mistrza świata z Francji Sebastiena Ogiera (na fotelu pilota zasiadał Vincent Landais), a fordem mondeo, którym podróżowali 69-letni kierowca i 67-letnia pasażerka. Wszystkie te osoby, w związku z tym, że uskarżały się na jakieś dolegliwości, decyzją załóg medycznych zostały przetransportowane do szpitali. Obaj kierowcy śmigłowcami, natomiast pasażerowie, czyli pilot i kobieta, karetkami również do szpitali. Śmierć uczestnika wypadku. Prokurator: Mamy wyniki sekcji zwłok, niemniej jednak... Rzecznik prasowy komendanta wojewódzkiego policji w Olsztynie asp. Tomasz Markowski w rozmowie z Interią od razu zaczął od podkreślenia pewnego faktu, który nie we wszystkich mediach wybrzmiał prawidłowo. - Już pojawiła się w mediach informacja, że jeden z samochodów oznaczony był jako auto rajdowe, ale żeby była jasność, nic takiego nie miało miejsca. To były w pełni dwa samochody osobowe - relacjonuje asp. Markowski. Szczegółowe badania bardzo szybko wykluczyły obrażenia u Landaisa, z kolei Ogier spędził nic w szpitalu, ale również skończyło się na strachu. Mało tego, przekazane przez giganta motosportu wieści napawały wielkim optymizmem jeśli chodzi o wszystkich uczestników tego feralnego zdarzenia. - Cieszę się, że badania lekarskie nie wykazały poważnych obrażeń zarówno u Vincenta (nawigator - przyp. red.), jak i pasażerów drugiego samochodu. Nie możemy wziąć udziału w tym rajdzie, a szkoda, ale najważniejsze, że wszyscy biorący w nim udział są już bezpieczni - napisał 40-letni Francuz. Niestety finalnie doszło do jednej tragedii. Kilka dni później pojawiła się informacja o śmierci 69-letniego kierowcy forda. Najważniejsze pytanie brzmiało, czy przyczyną zgonu mężczyzny były obrażenia związane z wypadkiem pod Gołdapią. Odpowiedź na tę zasadniczą kwestię miały przynieść wyniki sekcji zwłok. W tej sprawie zaczęliśmy czynić ustalenia począwszy od Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie, przez Komendę Powiatową Policji w Gołdapi, aż najlepszym adresatem postawionego pytania okazał się być rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Suwałkach, Wojciech Piktel. Około dwa tygodnie oczekiwania. "Nadajnik jest zabezpieczony" Dopytany, jakiego rodzaju będą to badania, prokurator Piktel doprecyzował, że chodzi o czynności z zakresu medycyny. - Musimy dokładnie sprawdzić tą okoliczność. Mamy ustaloną przyczynę zgonu, ale wymaga ona wiadomości specjalnych i dodatkowych badań, czy ta przyczyna ma powiązanie z wypadkiem - dodał rzecznik, nie chcąc jednak na tym etapie wskazać tej przyczyny. - Chodzi o to, żeby w przestrzeni publicznej nadmiernie nie spekulować, a dać biegłym swobodę działania. Prok. Piktel doprecyzował, że należy nastawić się na około dwa tygodnie oczekiwania. Po mniej więcej 14 dniach ustalenia mogą być już zupełnie ostateczne. Analizie miał zostać poddany m.in. także zapis z nadajnika GPS zainstalowanego w samochodzie Ogiera. O to dopytaliśmy mł. asp. Martę Domańską, oficer prasową Komendy Powiatowej Policji w Gołdapi. - Ten nadajnik jest zabezpieczony, prace nad jego odczytaniem nadal trwają - usłyszeliśmy. Artur Gac