O planach na nadchodzące miesiące z Mikołajem Marczykiem, a także jego pilotem Szymonem Gospodarczykiem rozmawialiśmy TUTAJ. Poniższy wywiad to natomiast próba możliwie wnikliwego zajrzenia za kulisy świata rajdowców. Zapraszamy. Jakub Żelepień, Interia: Co czujesz, pokonując odcinek specjalny? Mikołaj Marczyk: Radość, satysfakcja, chęć walki, rywalizacja, spełnienie marzeń - takimi słowami określiłbym moment, w którym jestem na odcinku specjalnym. Zawsze, kiedy staję na starcie, na twarzy pojawia mi się uśmiech, bo wiem, ile wyrzeczeń i pracy kosztuje mnie dojście do tego miejsca. To creme da la creme, wisienka na torcie mojej pasji do sportów motorowych. Czy ta pasja przejawia się również zamiłowaniem do majstrowania przy rajdówce? Jesteś typem kierowcy, który zawsze chętnie zagląda do zespołowych mechaników? - To pytanie wymaga wprowadzenia pewnego rozróżnienia, bo są trzy aspekty. Pierwszy wszyscy widzą - to jazda rajdówką podczas odcinka specjalnego, kiedy wraz z moim pilotem Szymonem Gospodarczykiem staramy się wyciągnąć maksa z samochodu. Drugi to przygotowanie techniczne auta. Najtęższe głowy myślą o tym w fabryce Skody w Mlada Boleslav. W ten proces absolutnie nie ingeruję. Jest wreszcie trzecia sprawa, powiedziałbym, że leżąca pośrodku dwóch poprzednich. To praca nad set upem i ustawieniami rajdówki. I tutaj, jako kierowca, masz sporo do powiedzenia. - Tak, to moment styku pomiędzy załogą rajdową, inżynierem i mechanikami. Najczęściej dochodzi do niego podczas testów, bo w trakcie rajdu korzystamy już z najlepszych ustawień i pomysłów. Na treningach natomiast szukamy optymalnych rozwiązań - jakie wybrać sprężyny, jak powinny pracować amortyzatory, na jakiej długości skrzyni biegów chcemy jechać, czy stabilizator ma być twardszy, czy geometria i zbieżność zawieszenia nam odpowiadają, czy mieszanka opon jest odpowiednia i tak dalej. Przekazujemy to wszystko w formie raportów i blisko współpracujemy z ekipą techniczną. Gdybyś miał ocenić sam siebie - jesteś dobrym inżynierem wśród kierowców? - Myślę, że jeśli chodzi o naprawę samochodu podczas rajdu, to zdecydowanie lepszy w naszej załodze jest Szymon Gospodarczyk. Potrafi coś zaimprowizować, wymyślić. Ja natomiast mam dobry kontakt z inżynierami, uważam, że potrafię celnie przekazać feedback. Nie wynika to jednak z moich wybitnych kompetencji mechanicznych, a z umiejętności opisowego transferu wrażeń, które mam w samochodzie. Twój pilot, jak powiedziałeś, to rajdowy MacGyver, ale domyślam się, że kiedy trzeba zmienić koło, to robicie to wspólnie. - Tak, to mamy przetrenowane, robimy to razem. Ile wam to zajmuje w warunkach rajdowych? - Jeżeli na odcinku specjalnym złapiemy kapcia i uznamy, że nie dojedziemy na feldze do mety, musimy się zatrzymać. Następnie rozpinamy pięciopunktowe pasy bezpieczeństwa i wybiegamy z auta. Szymon bierze windę, dzięki której podnosimy pojazd, a ja przynoszę klucz. Podnosimy rajdówkę, ściągamy koło, chowamy je do bagażnika, w międzyczasie zakładamy nowe. Przykręcamy je, odkładamy na miejsce windę i klucz. Później wracamy do środka i ponownie zapinamy nasze pasy bezpieczeństwa. Cała procedura zajmuje nam w najlepszym wypadku półtorej minuty. Całkiem szybko. - To prawda, zwłaszcza jeśli weźmiesz pod uwagę, że mamy do czynienia z normalnym kołem z pięcioma śrubami, a nie jedną centralną jak w Formule 1. “Jeśli samochód nie sprawia przyjemności, nie można go określić tym mianem" - znasz ten cytat? - Tego akurat nie, jest mnóstwo świetnych cytatów o motoryzacji. Chętnie poznam autora tych słów. Wypowiedział je jakiś czas temu Akio Toyoda, szef Toyoty. Miał na myśli samochody cywilne, ale chciałbym nieco rozszerzyć tę kwestię i zapytać ciebie o rajdówki. Czy jazdę nimi można traktować w kategorii przyjemności? Czy to jednak - wracając do początku naszej rozmowy - inne uczucia? - Jest na pewno słuszność w tych słowach w kontekście rajdówek, bo żeby kierowca jechał odpowiednim tempem, musi czuć samochód. Kiedy zbliżamy się do absolutnych limitów możliwości tych aut, jest to niebywała przyjemność. To uczucie, którego nie da się doświadczyć w normalnym ruchu, nawet w supersamochodzie. Jędrzejczyk szokuje fanów. Rozpoczyna przygotowania do... Dakaru. Znamy jej plan Coś kosztem czegoś - rajdówka nie jest chyba najwygodniejszym samochodem na świecie. Co zaskoczyłoby mnie w twoim pojeździe, gdybym teraz do niego wsiadł? - Na pewno klatka bezpieczeństwa, która utrudnia wsiadanie. Do tego fotel kubełkowy - dość ciasny. Pięciopunktowe pasy, które opinają tak mocno, że pewnie ktoś, kto nigdy nie siedział w rajdówce, mógłby mieć problemy z normalnym oddychaniem. Oprócz tego jesteśmy w bieliźnie ognioodpornej, kombinezonie i kasku, a w rajdówce nie ma klimatyzacji. Jeśli na zewnątrz jest 30 stopni, w środku mamy około 60. Siedzimy więc w saunie. Co jeszcze? Niekiedy do kabiny dostaje się dużo szutru, bo auto nie jest w pełni szczelne. Jest też głośne, co czasem powoduje ból głowy. Jakie jest twoje zapotrzebowanie kaloryczne w trakcie dnia rajdowego? - Przedstawię to w szerszym kontekście. Kiedy mam dzień spoczynkowy, potrzebuję około 2300-2400 kcal. Zapotrzebowanie wzrasta, gdy przebiegnę na przykład 10 kilometrów - wtedy jest to mniej więcej 3100 kcal. Podczas rajdów zdarzają się natomiast dni, kiedy zużywam 5000 kcal. Najwięcej energii pobiera głowa, która działa na najwyższych obrotach. Piję wtedy nawet 7-9 litrów płynów, bo tak dużo wypacam. Skoro mówimy o głowie, to zapytam, czy pracujesz na co dzień z psychologiem. - Od początku mojej drogi współpracuję z panem profesorem Janem Blecharzem z Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie, który w przeszłości pomagał między innymi Adamowi Małyszowi i innym wybitnym polskim sportowcom. Analizuję wraz z nim różne rzeczy pomiędzy rajdami - zarówno te lepsze, jak i gorsze. Stosujesz też wizualizację? - Tak, zwłaszcza jakieś krótsze odcinki specjalne. Jestem w stanie zwizualizować je sobie w głowie. Odejdźmy na chwilę od rajdów. Jak się czujesz za kierownicą cywilnego samochodu? Trudno się przestawić po rajdzie na przepisową jazdę po ulicach miasta? - To, co mnie odróżnia od części kierowców na polskich drogach, to fakt, że ja się znacznie mniej denerwuję. Mam wrażenie, że jest u nas za dużo frustracji - że ktoś za szybko wjechał, za długo skręcał, za późno zahamował. Ja mam natomiast duży luz, nie wściekam się na to, na co nie mam wpływu. Poza tym mam dzięki rajdom dużo możliwości, aby realizować swoją pasję, którą jest szybka jazda samochodem. Chcesz przez to powiedzieć, że rajdy to rajdy, a w ruchu drogowym jesteś przykładem dla innych? - Uważam, że powinienem być ambasadorem bezpiecznej jazdy. Mam świadomość, że jeśli dziś powiem, co robić, a czego nie robić na drodze, wybrzmi to znacznie mocniej niż jeszcze jakieś dziesięć lat temu. Namawiam do respektowania przepisów, bo mam bardzo silne przekonanie, że zdecydowana większość wypadków bierze się z brawury. Ładny apel. Możemy więc chyba wrócić do rajdów. Mam kilka krótkich pytań. Na początek: ile kompletów opon zużywasz podczas sezonu? - Myślę, że około 300-400 sztuk, czyli nawet 100 kompletów. Najniebezpieczniejsza sytuacja na trasie to...? - Wydaje mi się, że to był Rajd Azorów. Zawody były przerwane i kibice zaczęli spacerować po trasie. Kiedy organizator wznowił rajd, nie wysłał samochodu funkcyjnego, który poinformowałby fanów, że mają wrócić na swoje miejsca. Od razu puszczeni zostali kierowcy. Pamiętam, że jechaliśmy jakieś 150 kilometrów na godzinę i nagle zauważyliśmy ludzi. Rzecz działa się w wąwozie, nie było gdzie uciec. Wcisnąłem hamulec, ale to było na tyle blisko, że udało mi się zwolnić może do 80 kilometrów na godzinę. Na szczęście kibice przytulili się do ścian i udało nam się ich bezpiecznie minąć. Naprawdę jednak niewiele brakowało, żeby cała ta sytuacja zakończyła się bardzo źle. Najbardziej nietypowe reakcje kibiców? - W krajach południowych mają ogromną satysfakcję z organizacji rajdów i podchodzą do wszystkiego na wielkim luzie. W Portugalii na przykład, kiedy jedziemy dojazdówką po autostradzie, przestrzegamy przepisów, bo uczestniczymy w normalnym ruchu drogowym. Tymczasem policjanci nas... pospieszają, chcą, żebyśmy zrobili widowisko na drodze publicznej. Masz swoje rytuały przed startem? - Zazwyczaj dużo z Szymonem rozmawiamy o luźnych, śmiesznych rzeczach. Żartujemy sobie z jakichś głupot. Oddelegowujemy głowy w spokojne, bezstresowe miejsce na ostatnich kilkadziesiąt sekund. Na sam koniec zostawiłem sobie pytanie: dlaczego warto oglądać rajdy? - Rajdy warto oglądać z dwóch perspektyw. Jeżeli mamy dużo czasu i chcemy się zagłębić, pokochamy ten sport ze względu na sztukę szczegółu. Docenimy, jak wiele elementów składa się na końcowy wynik. To połączenie maszyny, kierowcy i pilota. Tylko cała trójka - w perfekcyjnej współpracy - jest w stanie osiągać sukcesy. Kiedy zastanowimy się nad fizyką jazdy, to naprawdę robi wrażenie. Dla tych, którzy nie chcą angażować się w ten świat aż tak mocno, polecam wybrane rajdy. Mogą to być na przykład szybkie szutrowe trasy, chociażby Rajd Polski w czerwcu. Gdy pojedziemy na takie zawody, staniemy w odpowiednim miejscu i zobaczymy samochód jadący poślizgiem z prędkością 180 kilometrów na godzinę albo przelatujący 30 metrów w powietrzu... myślę, że nie muszę dalej tłumaczyć, dlaczego to jest tak widowiskowe. Niektórzy, po doświadczeniu takiego rajdu, zastanowią się pewnie, jakim cudem to jest jeszcze legalne w dobie wszechobecnej poprawności! Rozmawiał Jakub Żelepień, Interia