2 maja 2014 r. - piękny wiosenny dzień i pierwszy w historii finał Pucharu Polski na Stadionie Narodowym. Zawisza Bydgoszcz grał w finale z Zagłębiem Lubin. Sam mecz nie należał do najbardziej porywających w historii futbolu. Ostatecznie na oczach ponad 37 tysięcy kibiców, którzy byli świadkami rzutów karnych piłkarze Zawiszy wznieśli cenne trofeum. Następnego dnia w obecności 650 widzów w Puławach Radomiak Radom mierzył się z tamtejszą Wisłą i osiągnął bezbramkowy remis. Na mecie sezonu "Zieloni" osunęli się do III ligi, ale od tej pory zaczęli marsz w górę. A Zawisza? Przyjął przeciwną trajektorię i już drugi raz w historii mozolnie pnie się po szczeblach ligowej drabiny, w tej chwili jest w III lidze. Czwartkowy mecz z Radomiakiem, na którym jest spodziewane 4 lub 5 tysięcy widzów będzie nawiązaniem do czasów jeszcze nie - świetności, a normalności. Bo to jednak nie jest normalne, by w prawie 350-tysięcznym mieście była piłka dopiero na czwartym poziomie ligowym. Maciej Słomiński, Interia: Jak traktujecie mecz Pucharu Polski z Radomiakiem? Rozmawiałem z grającym dyrektorem sportowym Raduni Stężyca, Rafałem Kosznikiem, który mówił że mecz z Lechią Gdańsk traktują jako przygotowanie do ligowego spotkania z Pogonią Siedlce. A jak jest z III-ligowym Zawiszą Bydgoszcz, który zagra z ekstraklasowym Radomiakiem? Piotr Kołc, trener Zawiszy Bydgoszcz: - To fajne wyzwanie, przyjemność i odskocznia od ligowej codzienności. To również nagroda za ciężką pracę, którą wykonaliśmy w tych rozgrywkach. Trzeba pamiętać, że aby zagrać przed kamerami Polsatu musieliśmy zwyciężyć w regionalnych rozgrywkach pucharowych województwa kujawsko-pomorskiego. Na wyjeździe pokonaliśmy wyżej notowane: Olimpię Grudziądz w półfinale i Unię Janikowo w finale. Co musi się stać, aby drużyna Zawiszy pokonała rywala notowanego o trzy szczeble wyżej? - W skrócie: "Oni muszą, my możemy". Wiele rzeczy musi zagrać jednego dnia. Musimy mieć trochę szczęścia, popełnić jak najmniej błędów w obronie, być dobrze zorganizowanym. Jest oczywiste, że w tym meczu nie będziemy dominować, ale jestem przekonany, że będziemy mieli swoje szanse. Wierzę w moją drużynę, wierzę że niespodzianka jest możliwa. Pozostając w naszym województwie - w poprzednim sezonie do półfinału doszła Olimpia Grudziądz, z którą na co dzień rywalizowaliśmy w rozgrywkach ligowych. Obok rywali w regionalnych rozgrywkach pucharowych, aby zagrać z Radomiakiem musieliście pokonać I-ligowy GKS Tychy. - W tym meczu absolutnie graliśmy jak równy z równym. Takie mecze rozgrywają się w dużej mierze w sferze mentalnej. Tydzień temu przykład dała Lechia Zielona Góra, która tak jak my jest piąta w swojej grupie III ligi. Zielonogórzanie pokonali Jagiellonię z Ekstraklasy. Zresztą w tym sezonie pucharowych niespodzianek jest więcej, chcemy sprawić kolejną. Pan jako zawodnik również może pochwalić się pucharowymi sukcesami. - Grałem w ćwierćfinale rozgrywek Pucharu Polski w sezonie 2010/11 w barwach Gryfa Wejherowo. Ostatnio nawet, by zainspirować się w obecnej edycji przypomniałem sobie na youtube z ciekawości tamten czas. Wówczas w drodze do dwumeczu z Legią Warszawa odprawiliśmy trzech I-ligowców: Sandecję Nowy Sącz, Olimpię Grudziądz i Zawiszę Bydgoszcz oraz dwa zespoły z Ekstraklasy, które wówczas były jej liderami. Korona Kielce i Górnik Zabrze. Trenerzy Leszek Ojrzyński i Adam Nawałka oraz tacy piłkarze jak Prejuce Nakoulma czy Paweł Olkowski wyjeżdżali z wejherowskiego Wzgórza Wolności na tarczy. W ćwierćfinale przegraliśmy z Legią Warszawa 0-3 u siebie, by na wyjeździe zremisować z bardzo silnym rywalem 1-1, po bramce straconej w doliczonym czasie gry. Mam te mecze na płytach CD, te czasy były tak odmienne, że dziś już ciężko znaleźć komputer, żeby taką płytę włożyć do środka. Ilu kibiców spodziewacie się na meczu Zawiszy z Radomiakiem? - Powoli odbudowujemy frekwencję. Ludzie pamiętają dobrze Ekstraklasę, dlatego III liga nie robi na nich wrażenia. Gramy w lidze na oczach kilkuset kibiców. Na mecz pucharowy sprzedano już 2 tysiące biletów, na meczu z Radomiakiem frekwencja powinna zakręcić koło 4-5 tysięcy widzów. W poprzednim sezonie Zawisza Bydgoszcz finiszował w środku III-ligowej tabeli. Teraz jesteście wyżej. Jaki jest cel na ten sezon? - Naszym celem jest być w czołówce tabeli, w pierwszej piątce. Nie jestem samobójcą, żeby krzyczeć "awans albo śmierć". Są konkurencyjne kluby jak wspomniany Grudziądz czy Świt Skolwin, które płacą więcej. Jak to się mówi: pieniądze nie grają i szczęścia nie dają. Ale jak wiadomo, pomagają w życiu. Sportowo mozolnie pniecie się w górę. A jak wygląda Zawisza Bydgoszcz organizacyjnie? - To nie do końca moja domena, ale widzę z jakimi problemami się borykamy. Zawisza to klub odbudowany przez społeczników, nie pracuje u nas 50 ludzi na etacie. Wydaje mi się, że doszliśmy do momentu, gdy potrzebne są większe pieniądze. Cały czas poruszamy się w granicach podobnego budżetu, a przecież koszty są coraz większe, wszystko drożeje. Dodatkowo mamy drużynę U-17 w CLJ, która jeździ po całym kraju. Mamy jedynie symboliczne wsparcie od miasta, dla przykładu żużel ma o wiele większe. Z tego co widzę w waszym regionie jest sporo piłkarzy z egzotycznych kierunków. - Jest taki manager w województwie kujawsko-pomorskim, który sprowadza zawodników z Brazylii. Zawisza wziął dwóch graczy z Kraju Kawy, w tym króla strzelców IV ligi. Środkowy obrońca z Cuiavii Inowrocław przeszedł do Puszczy Niepołomice. To jest coś nowego, jakiś nowy impuls dla naszego regionu, a dla tych Latynosów trampolina do kariery w Europie. Jaka jest obecna relacja Zawiszy z Jackiem Góralskim? Swego czasu "Góral" promował wasze mecze. - Jest naszym ambasadorem. Oczywiście nie mamy czasu na codzienny kontakt, ale czasem dzwoni zapytać co słychać. Gdy jest na miejscu spotykamy się i gramy w "siatkonogę". Myślę, że Jacek będzie mógł się bardziej zaangażować, gdy po karierze wróci do rodzinnej Bydgoszczy na stałe. Czy oprócz codziennej pracy ma pan czas na trenerski samorozwój? - Na to czasu jest niewiele, na tym poziomie sztab trenerski jest okrojony, przez co mamy wiele obowiązków. Zdawałem egzamin na kurs UEFA PRO, było 20 miejsc, ja byłem chyba 21. Trudno, następnym razem się uda. Pracował pan już w Ekstraklasie w roli asystenta w Podbeskidziu Bielsko-Biała, jakie ma pan plany na przyszłość? - Moja droga i przeprowadzki pokazują, że myślę poważnie o trenerce, chcę się temu poświęcić. Do tej pory wypełniałem cele przede mną postawione - w Wejherowie dwa razy utrzymałem się w II lidze, w Ostródzie wywalczyłem awans na ten szczebel, z Zawiszą promocję do III ligi. Mam kontrakt do końca tego sezonu, czekam na ruch Zawiszy. Dobrze mi się tu pracuje, fajny klimat, mam zaufanie prezesa i dyrektora klubu. Jednak nie interesuje mnie gra o 8 czy 10 miejsce w III lidze. Taki klub jak Zawisza Bydgoszcz musi iść wyżej. Rozmawiał Maciej Słomiński, Interia