Finał Pucharu Polski miał być świętem polskiej piłki na PGE Narodowym w Warszawie, w którym główne role przypadły Lechowi Poznań i Rakowowi Częstochowa. Jednak więcej niż o samym spotkaniu mówi się teraz o sytuacji z kibicami. Zorganizowani fani "Kolejorza" nie weszli bowiem na stadion, ponieważ nie mogli wnieść tzw. sektorówek. Przed obiektem doszło do zamieszek, w którym uczestniczyli kibice Lecha. Użyto gazu łzawiącego. Najbardziej agresywne osoby zostały zatrzymane. Organizator meczu, czyli miasto Warszawa, zezwoliło na organizację pod warunkiem, że "służby informacyjne i porządkowe będą zobowiązane do odmówienia wniesienia na stadion banerów lub flag o wymiarach większych niż 2m x 1,5". To wywołało wielką dyskusję. Odpowiedziała Państwowa Straż Pożarna, która twierdziła, że ona wydała tylko opinię. "My też sypiemy głowy popiołem i twierdzimy, że mogliśmy podejść do tego mniej restrykcyjnie. Jednak była to tylko opinia, która nie jest decyzją ostateczną" - powiedział Karol Kierzkowski rzeczni PSP, w rozmowie z TVP Sport. Finał Pucharu Polski. Zbigniew Boniek zabrał głos Swoje dorzucił także PZPN. Cezary Kulesza przyznał nawet, że w przyszłości finał może być przeniesiony na inny stadion. "Jeżeli w przyszłości PSP nie zmieni swojego stanowiska, finał PP nie będzie organizowany w Warszawie" - napisał prezes. Nie oglądałeś Ligi Mistrzów? Zobacz skróty z wczoraj! Jego poprzednik na tym stanowisku także zabrał głos. Boniek stwierdził, że "obecny PZPN nie ponosi żadnej winy za decyzję PSP". Przestrzega też przed myśleniem o zmianie miejsca finału, ale przede wszystkim uważa, że "nie można pozwolić, by patologia decydowała, kto wchodzi, a kto nie, na mecz finałowy". Mecz na PGE Narodowym zakończył się zwycięstwem Rakowa 3-1, który obronił Puchar Polski sprzed roku.