Były problemy z bójkami, potem zaś z nielegalnymi oprawami. W tym roku znowu słyszymy podobny refren i istnieje takie zagrożenie, że na Stadion Narodowy, gdzie odbędzie się spotkanie pomiędzy Pogonią Szczecin a Wisłą Kraków, nie zostaną wpuszczeni fani Białej Gwiazdy. W tej edycji rozgrywek muszą oni odpokutować za odpalenie pirotechniki podczas jednego ze spotkań w poprzedniej edycji. Dostali zakaz wstępu na dwa mecze wyjazdowe i kary tej wciąż nie odbyli. Mecz w Warszawie oczywiście podpada pod kategorię "wyjazdowy". Niezwykle nerwowo i zupełnie nieadekwatnie do sytuacji zareagował na taką ewentualność właściciel Wisły, Jarosław Królewski. Po meczu z Piastem napisał na jednym z portali społecznościowych, że jeśli kibice Białej Gwiazdy nie zostaną wpuszczeni, to Biała Gwiazda odda ten mecz walkowerem. Powołuje się przy tym na precedens, jakim było warunkowe zezwolenie na wejście na finał kibiców Lecha Poznań, nad którymi ciążyła podobna kara. Nie wiem pod wpływem czego Jarosław Królewski składał te deklaracje, ale podejrzewam, że głównie na fali emocji po wygranej z Piastem i to przed własną publicznością. Niestety, wygląda to jak niezbyt wyszukana populistyczna próba przypodobania się fanom. Przydałoby się jednak w tym miejscu przypomnieć dobrą radę: zanim tego typu zapowiedź obwieści się publicznie, to należy wziąć głęboki oddech i zastanowić się, czy na pewno chce się to opublikować. Forma pisana ma tę zaletę, że można się dłuższą chwilę zastanowić przed kliknięciem "wyślij". Dariusz Dziekanowski: Prezes PZPN ma twardy orzech do zgryzienia Wpis właściciela Wisły Kraków wyglądał źle, jak próba wymuszenia decyzji na PZPN, organizatorze rozgrywek, którą można odebrać jako szantaż. Tego typu naciski stosują w negocjacjach z władzami klubu zazwyczaj kibole lecz nie kibice... Prezes PZPN Cezary Kulesza ma teraz twardy orzech do zgryzienia, bo z jednej strony zadeklarował, że jest otwarty na rozmowy i na pewno znajdzie polubowne rozwiązanie. Dał do zrozumienia, że trzeba tylko zrobić to według odpowiednich i cywilizowanych procedur, czyli złożyć wniosek odwoławczy, a ten na pewno "zostanie dokładnie przeanalizowany i sprawiedliwie oceniony". W domyśle jest przesłanie - damy wam zgodę. Teraz jednak, w obliczu deklaracji szefa Wisły, całkowite zniesienie zakazu może oznaczać pojawienie się nowego precedensu - znoszenia kar można się domagać nie za pomocą obowiązujących procedur, a szantażem. Mam nadzieję, że żadnemu z innych właścicieli klubowych nie przyjdzie do głowy naśladowanie tak niepoważnych zachowań. Takie podejście sprawia, że cierpi na tym prestiż nie tylko Pucharu Polski, ale i całej klubowej piłki. Po prostu robi się wstyd. Co prawda Jarosław Królewski odniósł się potem do deklaracji Cezarego Kuleszy tłumacząc, że chciał zwrócić uwagę na szerszy problem, jakim są decyzje innych klubów o niewpuszczaniu kibiców Wisły na stadiony, ale dla mnie to nic innego, jak mało poważna próba udawania świętego i robienie z siebie ofiary. A chyba prawdziwy problem leży gdzie indziej... Niebawem dowiemy się czy wpis właściciela Białej Gwiazdy to "zawracanie kijem Wisły", czy skuteczna presja. Odpowiedź na to pytanie dziś leży po stronie PZPN.