Sebastian Staszewski, Interia: - W ciągu dwóch lat zdobył pan dwa Puchary Polski. Rok temu jako prezes Rakowa Częstochowa, a w tym roku jako przewodniczącym Rady Nadzorczej. Który smakował lepiej? Wojciech Cygan: - W tym roku jeszcze nie posmakowałem niczego z pucharu, więc na razie trudno powiedzieć, ale za kilka dni będę mógł odpowiedzieć na to pytanie. W tej chwili czuję jednak duże emocje, bo przecież w piłce nożnej chodzi głównie o to, żeby zdobywać trofea. A to się nam znów udało. Mogę natomiast przyznać, że otoczka PGE Narodowego jest inna niż na stadionie w Lublinie. Na PGE Narodowym Raków pokonał Lecha Poznań 3-1. Zasłużenie? - Nerwowe chwile pojawiły się tylko po kontaktowej bramce Lecha. Ale od początku byłem przekonany, że potrafimy cierpieć na boisku. To słowa trenera Marka Papszuna, z którymi się zgadzam. I dziś pięknie cierpieliśmy, grając w taki sposób, że przeciwnik nie miał szans powrócić do gry... Przypominaliście boksera, który wypunktował rywala. Bo Lech miał dobre momenty, ale nie potrafił przekuć ich w bramki. A wy zza gardy trzykrotnie uderzyliście prosto w szczękę. - Podoba mi się ta metafora, bo celnie oddaje to, co działo się w trakcie tego finału. Już w pierwszej połowie mogliśmy zamknąć mecz, chociaż to się nie udało. Po przerwie mieliśmy małe kłopoty, bo Lech wyszedł wysoko ustawiony i trafił do siatki, ale wytrzymaliśmy trudne chwile. Gdy się wydawało, że do końca będziemy się bronić, Ivi Lopez zdobył decydujące trafienie. I teraz możemy świętować! Jak na grę Rakowa wpłynął fakt, że za sobą mieliście trybunę kibiców z Częstochowy? W tym samym czasie za plecami zawodników Lecha wiało pustką i ciszą... - Na pewno nie było to bez znaczenia, ale trzeba byłoby zapytać o to piłkarzy. Natomiast na stadionie było wielu kibiców z Poznania, po prostu siedzieli na innych trybunach. Nie było jednak zorganizowanego dopingu Kolejorza. Z tego powodu ubolewam, to na pewno zabrało meczowi trochę smaku. Powinniśmy wyciągnąć z tego wnioski. Prezes PZPN Cezary Kulesza napisał na Twitterze: "Jeżeli w przyszłości PSP nie zmieni swojego stanowiska, finał PP nie będzie organizowany w Warszawie". Miał na myśli zakaz wnoszenia przez kibiców dużych flag, który wydało miasto Warszawa po opinii Państwowej Straży Pożarnej. Jak pan, jako wiceprezes PZPN, skomentuje te słowa? - Stanowisko prezesa jest jak najbardziej trafne. Jeśli ktoś próbuje tworzyć dodatkowe przeszkody, to o czym mamy z nim rozmawiać? Nie chodzi o to, że popieramy pirotechnikę czy chuligańskie wybryki. Chodzi natomiast o absurdalny zapis o zakazie wnoszenia flag o wymiarze większym niż 2 metry na 1,5 metra. To kuriozum. Osoba, która to podpisała, powinna się zastanowić nad tym co chciała osiągnąć, a co osiągnęła. Rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia