Andrzej Klemba, Interia: Rundę wiosenną rozpoczynacie od razu od meczu z ekstraklasową Wisłą. To dobrze? Marcin Płuska: Tak. Od razu sprawdzimy się na tle bardzo silnego rywala. W zespole czuć głód piłki, bo prawie od trzech miesięcy nie rozgrywaliśmy żadnego oficjalnego spotkania. Czeka nas mecz bardzo wysokiej rangi. Tyle ile mamy zdrowia, tyle piłkarze zostawią na boisku. Awansowaliśmy do ćwierćfinału Pucharu Polski, czym wyrównaliśmy najlepsze osiągnięcie w historii klubu. Stajemy przed szansą, by zrobić coś więcej. Jak przygotowywał się pan do meczów z Wisłą? - Widziałem wszystkie mecze ligowe Wisły w tym roku, a na żywo byłem na ostatnim spotkaniu z Legią. Jak zmienił się ten zespół pod ręką nowego trenera Jerzego Brzęczka? - Na pewno jest agresywniejszy i zaczął tworzyć więcej sytuacji do zdobycia bramek. Poprawiła się też organizacja gry. Nie było rewolucji w taktyce, bo nadal Wisła gra czterema obrońcami. Olimpia jest trzy ligi niżej. W czym upatrujecie szansy? - Jesteśmy dobrze zorganizowani w obronie, ale to nie oznacza, że będziemy bronić Częstochowy. Mamy też swoją tożsamość w ofensywie. Wiemy, gdzie Wisła ma słabsze punkty i spróbujemy to wykorzystać. Naszym atutem są stałe fragmenty, który stale ćwiczymy. Jesienią zdobyliśmy dzięki nim 23 gole. W sparingach strzeliliśmy w ten sposób siedem bramek. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, gdzie jest Wisła, a gdzie Olimpia, ale o awansie decyduje tylko jedno spotkanie. Pokazaliśmy w tej edycji i nie tylko my, że nie zawsze wygrywają faworyci. Przecież w walce o ćwierćfinał zmierzyliśmy się z innym trzecioligowcem. Wcześniej pokonaliśmy ekstraklasową Wartę Poznań i drugoligowe rezerwy Lecha Poznań. Dokładnie analizowaliśmy rywala i przekazaliśmy sporo informacji zawodników. O sferę mentalną nie muszę się martwić. Gramy przecież z Wisłą Kraków. Podsumowanie kolejki PKO Bank Polski Ekstraklasa w każdy poniedziałek o 20:00 - zapraszają: Staszewski, Peszko i goście! Paradoksalnie najtrudniejszą przeszkodą okazał się trzecioligowy Świt Nowy Dwór Mazowiecki. - W tym meczu ogromną role odegrała pogoda. Po kwadransie zaczęło silnie wiać i wszystkie gole padły na bramkę, w której kierunku był wiatr. Do tego mocno śnieżyło i nie można było grać po ziemi. Wykazaliśmy się dużym charakterem, bo dwa razy odrobiliśmy straty i kontrolowaliśmy emocje w konkursie rzutów karnych. Teraz boisko jest dobrze przygotowane i pogoda nie powinna nas zaskoczyć. Jest pan młodym szkoleniowcem. Jakie znaczenie ma mecz z Wisłą? - Pod względem rangi meczu, to jeszcze nie grałem o taką stawkę. Emocje większe przeżywałem, kiedy jako trener Widzewa, grałem w derbach Łodzi z ŁKS. Sam jestem w takim wieku [rocznik 1988 - przyp. red.], że kiedy Wisła odnosiła największe sukcesy na przełomie wieków, to byłem nastolatkiem. Chyba wtedy każdy był w stanie wymienić najlepszych piłkarzy Wisły i ich oglądał. Majdan, Uche, Szymkowiak, bracia Brożkowie, Żurawski, Frankowski, Cantoro, Kosowski i wielu innych. Zdajemy sobie sprawę, że to wielki klub, z ogromną historią i świetnymi meczami w Europie. Jest w ekstraklasie, więc organizacyjnie i finansowo jest przed nami. To działa na ich korzyść, ale wszystko kończy się, kiedy trzeba wyjść na murawę. Na boisku grają ludzie i teraz to już od nich zależy. Mecz jest o godz. 18, przy światłach i liczę na to, że na trybunach będzie rekord publiczności w tym sezonie. W zespole było czuć wyczekiwanie i napięcie rosło. A kogo pan ma w składzie? - Jest kilku starszych zawodników, którzy maja sporo doświadczenia. Marcin Warcholak grał w Arce Gdynia w ekstraklasie, a Adrian Karankiewicz na jej zapleczu. Pozostali w drugiej i trzeciej lidze, a do tego jest sporo młodych zawodników, na których bardzo liczymy. Naszym głównym celem jest powrót do drugiej ligi, bo przecież nie tak dawno Olimpia grała jeszcze wyżej [w sezonie 2017/2018 w pierwszej lidze].