Dogrywka w Sosnowcu, awans Górnika Co prawda to Górnik Zabrze, drużyna grająca w PKO Ekstraklasie, był wskazywany jako faworyt tego meczu, ale Zagłębie Sosnowiec, korzystając z przewagi własnego obiektu, chciało sprawić niespodziankę, bo za taką należałoby uznać wyeliminowanie jednego z najbardziej utytułowanych polskich klubów. Zaczęło się zresztą dużo lepiej dla gospodarzy, którzy po trafieniu Dawida Ryndaka w 23. minucie objęli prowadzenie. Potem jednak dominował Górnik. Przyjezdni wyrównali w 37. minucie po trafieniu Adriana Kapralika, a jeszcze przed przerwą mieli okazją, by wyjść na prowadzenie. Jednak rzutu karnego w 45. minucie nie wykorzystał Filipe Nascimento, który uderzył w słupek i do przerwy na tablicy wyników widniał rezultat 1:1. W drugiej połowie nadal to Górnik miał inicjatywę, ale nie potrafił tego przekuć na gole. Co prawda w 70. minucie do siatki trafił Sebastian Musiolik, ale sędzia nie uznał tej bramki, po piłkarz z Zabrza znajdował się na spalonym. Do 90 minuty wynik już się nie zmienił i konieczna była dogrywka. I w 10.4 minucie Paweł Olkowski wyprowadził gości na prowadzenie, pokonując stojącego w bramce Zagłębia Gregę Sorcana. I jak się okazało, był to gol na wagę awansu Górnika. Mecz w Sosnowcu to był prawdziwy thriller, ale z happy endem dla zespołu z Zabrza, który musiał jednak zostawić na boisku sporo zdrowia. Dramatyczny mecz w Niecieczy, gol w doliczonym czasie gry Drużyna z Niecieczy od kilka lat balansuje między PKO Ekstraklasą a I ligą, ale cały czas stanowi bardzo solidną drużynę, która stać na walkę z ekipami z elity. Nic dziwnego, że Piast Gliwice jechał do podtarnowskiej wsi z założeniem, że podopiecznych Aleksandra Vukovicia czeka trudny sprawdzian. Już pierwsza połowa pokazała zresztą, że gospodarze absolutnie nie wystraszyli się wyżej notowanych rywali i to Termalica dyktowała warunki. Jednak mimo przewagi w posiadaniu piłki, żaden z ataków zespołu z Niecieczy nie zakończył się zdobyciem bramki i do przerwy kibice oglądający to spotkanie nie zobaczyli ani jednej bramki. W drugiej połowie było bardzo podobnie, bo długo żadna z drużyn nie potrafiła znaleźć drogi do bramki rywali. Kiedy już wydawało się, że w regulaminowym czasie gry bramek nie zobaczymy, czwartej minucie czasu doliczonego do siatki trafił Michael Ameyaw i to Piast cieszył się z wygranej i awansu do kolejnej rundy!