Finał Pucharu Polski rozegrany bowiem zostanie 2 maja, a zatem trzy tygodnie przed finałem rozgrywek o mistrzostwo Polski. Po zdobyciu trofeum przez Lecha Poznań albo Raków Częstochowa pozostaną jeszcze trzy kolejki ligowe w walce o tytuł. I to w walce, w której decydują i zapewne do końca decydować mogą detale - Lech i Raków mają tyle samo punktów, wygrywają kolejne mecze i na razie żaden z nich się nie potyka. To sprawia, że nie tylko nie mogą ich wciąż dogonić Pogoń Szczecin (trzy punkty straty), nie mówiąc o reszcie, ale na dodatek żaden z dwóch największych pretendentów nie potrafi wyjść wyraźnie przed drugiego. Przy czym Raków robić tego nie musi, bowiem przy równej liczbie punktów to on jest górą, jako że bezpośrednie mecze z Kolejorzem rozstrzygnął na własną korzyść. Lech jest na musiku i on musi czekać na potknięcie częstochowian w którejś z czterech ostatnich kolejek. W tym kontekście finał Pucharu Polski między Lechem i Rakowem nie ma żadnego matematycznego przełożenia na rywalizację ligową, ale może mieć kolosalne znaczenie psychologiczne. Dwaj wielcy rywale nie mają już bezpośredniego starcia w Ekstraklasie, ale mają tu i to w decydujących chwilach walki o tytuł. W finale Pucharu Polski nie ma kompromisu, ktoś będzie triumfatorem, ktoś pokonanym i to może zaważyć na walce ligowej. Powtarza się historia Lecha Poznań z 2015 roku Lech Poznań akurat wie o tym doskonale, bowiem w takiej sytuacji znalazł się w 2015 roku - co ciekawe, akurat wtedy, gdy poprzednio prowadził go trener Maciej Skorża. Lechici wówczas walczyli o tytuł z Legią Warszawa i z nią także zmierzył się w finale Pucharu Polski. Wówczas ten finał przełożył się na walkę ligową w stopniu znacznym, chociaż paradoksalnie nie tak, jak można by się spodziewać. Oto bowiem Lech w 2015 roku finał Pucharu Polski z Legią Warszawa przegrał, ale przegrał w takich okolicznościach, że wynik wywołał u graczy Lecha gniew i chęć natychmiastowego rewanżu. Los zesłał im wtedy mecz ligowy z Legią, w którym wzięli rewanż ze sporą pewnością siebie, podyktowaną wyniesionym z finału Pucharu Polski przekonaniem, że przeciwnik jest słabszy i wygrał szczęśliwie. Obecny przypadek i sytuacja z 2015 roku to dość rzadkie wydarzenia. Nie tak często zdarza się, aby do finału Pucharu Polski trafiły akurat te dwie ekipy, które między sobą rozgrywają walkę o tytuł. Często rozgrywki pucharowe są szansą dla innych, ale kiedy się tak już zdarza, wówczas finał Pucharu Polski ma podwójne znaczenie. Pozwala zdobyć trofeum i waży na lidze w sposób niezwykle istotny. Tak może być i tym razem. Puchar Polski jak liga - rzadki przypadek Podobne przypadki mieliśmy także w 2013 roku, gdy w finale Pucharu Polski grały Legia Warszawa i Ruch Chorzów, a oba te zespoły walczyły również o tytuł mistrzowski. W tym przypadku jednak gdzie dwóch się biło, skorzystał trzeci - mistrzem został Śląsk Wrocław nieznaczną przewagą nad Legią i Ruchem. W 2008 roku w finale Pucharu Polski zagrały mistrz i wicemistrz kraju - Wisła Kraków i Legia Warszawa, ale wówczas przewaga wiślaków w lidze była tak duża, że trudno było widzieć w tej finałowej rozgrywce jakiś istotny wpływ na walkę o koronę mistrzowską. W 1972 roku w finale grały Górnik Zabrze i Legia Warszawa, ale na finiszu ligowym między nie wtrąciło się jeszcze Zagłębie Sosnowiec, za to finaliści PP Górnik Zabrze i Legia - rozstrzygały między sobą walkę o tytuł w 1969.