Raków w tym sezonie jest w stanie odebrać Legii wszystko - mistrzostwo Polski, a także szansę na występy w Europie dzięki wygranej w Pucharze Polski. Sam Raków nie dał odebrać sobie najważniejszego - szkoleniowca, który stoi za sukcesami częstochowian. Raków nie oddał Legii trenera Po zwolnieniu Czesława Michniewicza w listopadzie ubiegłego roku Dariusz Mioduski, właściciel Legii, otwarcie stwierdził, że chce ściągnąć tego właśnie trenera na Łazienkowską. Michał Świerczewski, główny akcjonariusz Rakowa uznał te słowa za wkroczenie w interes jego klubu. - Prezes Legii podkreśla, jak ważny jest szacunek pomiędzy klubami ekstraklasy, a te słowa odbieram jako zaprzeczenie tej postawy - mówił w jednym z wywiadów. - Ta jasna deklaracja, że Legia chce naszego trenera przecież musi wpływać na nastroje w zespole. Papszun propozycji nie przyjął, został w Rakowie i wykonuje z nim świetną robotę. W poprzednim sezonie wygrał z nim Puchar Polski i zdobył wicemistrzostwo kraju. Zespół zadebiutował w europejskich pucharach i nie odpadł po pierwszej rundzie. Rozegrał sześć niezłych meczów - m. in. wyeliminował Rubin Kazań. Raków walczy o dwa trofea Co ważniejsze nie dopadł go - jak wiele polskich klubów startujących w pucharach - kryzys po występach w Europie. Raków jest wiceliderem ekstraklasy z punktem straty do Pogoni Szczecin i jest wciąż w grze, by obronić Puchar Polski. - To nie jest tak, że nam się udaje. Za tym stoi systematyczna i konsekwentna praca na treningach, która umożliwia nam łączenie tych rozgrywek. Nie jest to łatwe, bo nie mamy zbyt wiele doświadczenia. Dopiero zaczęliśmy kroczyć tą ścieżka, by co roku grać w Europie. Wierzę, że w kolejnym sezonie będzie do tego jeszcze lepiej przygotowani - podkreśla Papszun. Ostatnia szansa Legii? Legia w europejskich pucharach spisała się lepiej, bo zagrała w fazie grupowej Ligi Europy. Tyle że okupiła to fatalnymi wynikami w ekstraklasie. Była w niej nawet przedostatnia i straciła szansę na obronę mistrzowskiego tytułu. Najłatwiejsza droga, by znów zagrać w Europie wiedzie przez Puchar Polski. Zostały jej do tego tylko dwa mecze - musi jednak pokonać Raków, a potem wygrać w finale. Wiosną w lidze gra coraz lepiej. Wystarczyła passa sześciu meczów bez porażki, w tym czterech zwycięstw, by awansować na dziesiąte miejsce. Jeśli utrzyma formę, w jej zasięgu jest nawet czwarta pozycja, która, jeśli Legia nie zdobędzie pucharu, może też dać występy w europejskich pucharach. Raków jeszcze na Stadionie Narodowym nie grał Niespełna trzy tygodnie temu obie drużyny zmierzyły się ze sobą w Częstochowie w ekstraklasie. W pierwszej połowie lepszy był Raków, ale tuż przed przerwą gola zdobyła Legia. W drugiej połowie gospodarze wyrównali, mecz kończyli w dziesiątkę, a w doliczonym czasie Ivi Lopez trafił w poprzeczkę. W środę stawka będzie większa, bo jeden mecz decyduje o awansie do finału i występie na stadionie PGE Narodowym. Raków, który broni trofeum, jeszcze na nim nie grał. Dwa ostatnie finały, z powodu pandemii, rozegrano bowiem na cztery razy mniejszym obiekcie w Lublinie. - To mecz wysokiej rangi, bo gramy o finał. Naszym celem jest obrona tego trofeum i występ na Stadionie Narodowym. Wierzę, że zawodnicy tak jak to było w poprzednich meczach wcielą plan w życie. Mamy godnego rywala i musimy stanąć na wysokości zadania - podkreśla Papszun. - W ostatnich latach byliśmy nie tylko w finale, ale także w półfinale i w ćwierćfinale. Doświadczenia z tych rozgrywek mamy więc sporo.