Lechia - podobnie jak Jagiellonia Białystok - staje przed szansą zdobycia drugiego w historii pucharowego trofeum. Stąd wokół drużyny i w drużynie panuje nastrój oczekiwania i mobilizacji. Pięć pociągów, jeden samolot z kibicami Lechii - Mieliśmy w Gdańsku przed wylotem pożegnanie, śpiewaliśmy razem, kibice nas żegnali, mobilizowali, dziękowali za to, co zrobiliśmy i prosili o więcej. To jest naturalne. Gra się po to, żeby zdobywać trofea - opisywał szkoleniowiec zespołu z Wybrzeża wyjazd na finałowy mecz. Do stolicy kibice z Gdańska dotrą pięcioma pociągami i jednym wyczarterowanym samolotem. Na PGE Stadionie Narodowym spodziewanych jest 20 tys. fanów Lechii. - To dobrze, niech to święto będzie prawdziwym świętem - mówił Stokowiec. 47-letni trener przez wiele lat grał i pracował w Warszawie - w Polonii. W stolicy nadal ma mieszkanie. Odkąd decydujące spotkania Pucharu Polski rozgrywane są na Stadionie Narodowym opuścił tylko jeden finał. - Przychodziłem tutaj, oglądałem mecze. Czy marzyłem, żeby tu poprowadzić drużynę? Tak, jestem ambitny, a poza tym, co to za życie bez marzeń - opowiadał. O tych rozgrywkach wypowiadał się w samych superlatywach. - Przed nami piękne święto. Ranga tego meczu, pełny stadion, finał poprzedzony Pucharem Tymbarku, rozgrywkom, w których - w słusznej inicjatywie - grają najmłodsi. Polska łaknie takiego święta. My się też cieszymy z tego święta. To nie jest powód do zmartwień, to jest powód do dumy. Wielu piłkarzy marzy o tym, żeby tu zagrać. Jesteśmy z zawodnikami i trenerami Jagiellonii szczęściarzami, że możemy w tym wydarzeniu uczestniczyć - mówił trener wicelidera Ekstraklasy. - Niech to tylko toczy się w sportowej atmosferze i tak powinna wyglądać piłka nożna w Polsce. Bo u nas piłka jest zamknięta tylko dla branży piłkarskiej, a musimy się otworzyć - dodał. Temat meczu z Legią jest już za nami Jak mówi Stokowiec, choć nie otwarcie, przez jeden punkt regulaminowy jego zespół, choć dotarł do finału, może czuć się poszkodowany. Wszystkie spotkania w tej edycji Pucharu Polski gdańszczanie rozegrali na wyjeździe. I to nie były łatwe mecze - z Wisłą Kraków, Bruk-Bet Termaliką Nieciecza, Górnikiem Zabrze i Rakowem Częstochowa. A teraz finał z Jagiellonią na Stadionie Narodowym w Warszawie. Co prawda Lechia dwa razy pokonała zespół z Białegostoku w tym sezonie, a w Ekstraklasie zajmuje drugie miejsce, co stawia ją w roli faworyta, ale trener drużyny jest przeciwnego zdania. - Ten mecz nie ma faworyta. Jagiellonia to solidny zespól i bardziej doświadczony niż my. Rozpływanie się nad tym, co osiągnęliśmy, i patrzenie na tabelę mogłoby nas zgubić, byłoby dla nas pułapką. Puchar Polski to zupełnie inny mecz, nie chcę przypominać znanego powiedzenia, że te rozgrywki rządzą się swoimi prawami, ale tak właśnie jest - przekonuje Stokowiec. Od momentu awansu do finału rozgrywek członkowie sztabu trenerskiego Lechii ze zdwojoną uwagą przyglądali się meczom Jagiellonii. Obejrzeli trzy ostatnie spotkania. - Ani Jagiellonia, ani Lechia nie zmienią radykalnie swojego ustawienia, swojego stylu gry. Ale chcieliśmy na bieżąco widzieć formę tego zespołu. Wiedzieć to jedno, ale wykorzystać - to drugie - mówił trener Lechii. Najtrudniejsze zadanie dla niego i jego asystentów przed czwartkowym finałem prawdopodobnie nie było związane z presją wynikającej z rangi spotkania, z solidności przeciwnika, ale tego, co wydarzyło się w ostatnim meczu ligowym z Legią. Porażka 1-3 poniesiona w kontrowersyjnych okolicznościach może odebrać gdańszczanom szansę na tytuł mistrza Polski. - Pojawiły się emocje, duże emocje. Musieliśmy solidnie to przeanalizować i wpłynąć na nastawienie zawodników. Ale to już jest temat nie na teraz, to już jest za nami - podkreślał Stokowiec. Olgierd Kwiatkowski