Wisła Kraków zdecydowanie nie uchodziła za faworyta czwartkowego finału. Już sama obecność I-ligowca w decydującym meczu była odczytywana jako zaskoczenie. Zwłaszcza że po drodze "Biała Gwiazda" odprawiła z kwitkiem kilku ekstraklasowiczów. Tym razem zadanie było jednak teoretycznie najtrudniejsze. Na PGE Narodowym - po raz pierwszy w tej edycji na wyjeździe - Wisła mierzyła się z Pogonią Szczecin, która w ostatnich latach weszła do czołówki polskich klubów. Ogromna fortuna dla zwycięzców Pucharu Polski. Tyle dostaną wielcy wygrani Tymczasem początek finału był lepszy w wykonaniu krakowian. To oni przejęli inicjatywę i odważnie atakowali Pogoń. Szczecinianie otrząsnęli się dopiero krótko przed przerwą i kilkukrotnie zagrozili rywalom. Druga połowa była bardziej wyrównana, a w końcu w 75. minucie "Portowcy" wyszli na prowadzenie. "Duma Pomorza" nie zdołała jednak utrzymać korzystnego wyniku. W dziewiątej minucie doliczonego czasu gry Wisła wyrównała, doprowadzając do dogrywki. W niej krakowianie strzelili kolejnego gola i ostatecznie wygrali 2:1. Finał Pucharu Polski: Dzika radość piłkarzy Wisły Kraków Kiedy sędzia zagwizdał po raz ostatni, piłkarze Wisły oszaleli z radości. Całkowicie puściły im hamulce, o czym przekonał się... trener Albert Rude podczas konferencji prasowej. Kiedy odpowiadał na pytania dziennikarzy, nagle otworzyły się drzwi do sali, a w nich pojawili się jego podopieczni. Wbiegli za stół z szampanami i oblali nimi swojego szkoleniowca. Śpiewali także radosne pieśni, a na koniec rzucili w stronę żurnalistów - "See you next year". W nawiązaniu do tych słów Rude został zapytany, czy jego także należy spodziewać się w przyszłym sezonie w Wiśle. Kontrakt trenera wygasa bowiem z końcem czerwca. - odparł jednak szkoleniowiec. Wisła Kraków zdobyła Puchar Polski po raz piąty w historii. Jakub Żelepień, Interia