Ten finał zapowiadał się fascynująco. Na PGE Narodowym spotkały się dwa najlepsze zespoły obecnego sezonu PKO Bank Polski Ekstraklasy. Raków pewnym krokiem zmierza po mistrzostwo, z kolei Legia już niemal na 100 procent uplasuje się za jego plecami. Ich bezpośrednie starcie rozpalało kibiców. Dodatkowym smaczkiem był fakt, że miesiąc temu warszawianie rozbili przy Łazienkowskiej gości aż 3:1. Ci chcieli się więc zrewanżować. Zwycięstwo "Medalików" oznaczałoby, że zdobyliby oni trzeci z rzędu Puchar Polski. Dołączyliby tym samym do wąskiego grona drużyn, które tego dokonały. To Górnik Zabrze (pięć tytułów) z rzędu, a także Amica Wronki i właśnie Legia Warszawa (po trzy zwycięstwa rok po roku). Ostatecznie się jednak nie udało, choć częstochowianie przeważali przez zdecydowaną część spotkania. "Wojskowi" grali w dziesiątkę już od szóstej minuty. Czerwoną kartkę za faul na Franie Tudorze dostał Yuri Ribeiro. W tej sytuacji Legia musiała przeorganizować swoją grę i skupić się przede wszystkim na obronie. - Nie widziałem tej sytuacji z bliska. Jestem jednak osobą, która przyjmuje ze spokojem decyzje sędziów, nie dyskutuje z nimi i nie krytykuje. Ribeiro zszedł z boiska, to sprawiło, że w naszej grze pojawił się zamęt. Nikt nie jest jednak w stanie powiedzieć, jak potoczyłby się mecz, gdybyśmy przez cały czas grali 11 na 11. Podejmowanie decyzji to część pracy zarówno trenerów, jak i sędziów, dlatego nie będę się do tego odnosił - powiedział Kosta Runjaic. Finał Pucharu Polski: Piłkarze Legii przerwali konferencję W każdym razie Legia przecierpiała 120 minut, a w serii rzutów karnych utrzymała nerwy na wodzy. Piłkarze z Łazienkowskiej wykorzystali wszystkie sześć prób, podczas gdy po stronie Rakowa pomylił się Mateusz Wdowiak. Tuż po ostatniej jedenastce na boisku wybuchła dzika radość, która - jak się okazało - trwała jeszcze długo. Podczas gdy trener Kosta Runjaic spotkał się z dziennikarzami na konferencji prasowej, ta została bowiem przerwana przez świętujących sukces piłkarzy. Wpadli oni do sali z szampanem, tańcząc i śpiewając. Oblali i wyściskali także swojego szkoleniowca. - Słyszałem o tym rytuale, ale dopiero teraz odczuwam go na własnej skórze. Zaczynam marznąć, natomiast zdecydowanie było warto! Dziękuję za ten gest swojej drużynie. Dziękuję też za to, jak pracowaliśmy w tym sezonie. Jestem pewien, że sukces jeszcze bardziej skonsoliduje zespół. W szatni czeka nas dogrywka, a później pojedziemy na nasz stadion, gdzie klub przygotował dalszą część celebracji - odniósł się do pytania Interii Runjaic. Jakub Żelepień, Interia