Raków Częstochowa stał się w ostatnim czasie specjalistą od wygrywania Pucharu Polski. Zespół spod Jasnej Góry nie miał sobie równych w dwóch poprzednich edycjach. W obecnej także dotarł do finału, a co więcej - zrobił to bez straty bramki. Również na PGE Narodowym zachował czyste konto, a piłka zaczęła wpadać do siatki dopiero w serii rzutów karnych. Legia wygrała nieznacznie, bo 6:5. - Chciałem pogratulować całej drużynie drogi, jaką przeszliśmy w Pucharze Polski. Byliśmy niepokonani przez 16 meczów, doszliśmy do kolejnego z rzędu finału, który chcieliśmy wygrać. Niestety, mimo że stworzyliśmy sporo okazji, nie udało nam się strzelić gola. W rzutach karnych Legia była lepsza - podsumował Marek Papszun. Sam przebieg spotkania szkoleniowiec Rakowa określił natomiast jako "specyficzny". - Szybko wywalczyliśmy sobie bardzo dobrą sytuację. Cały mecz graliśmy w przewadze. Z jednej strony to komfortowa sytuacja, ale z drugiej strony trzeba być odpowiedzialnym. Być może graliśmy zbyt odpowiedzialnie. Nastawiliśmy się na inny mecz, a tymczasem musieliśmy od początku grać atakiem pozycyjnym. Wydawało się, że kroczek po kroczku zbliżamy się do zdobycia bramki. Tak się jednak nie stało - przypominał Papszun. - Nie wykorzystaliśmy pierwszej połowy, w której Legia też nie mogła się przeorganizować. Dopiero pod koniec wszedł Nawrocki. Przeciwnik wprowadzał bardziej defensywnych zawodników i lepiej się bronił. Kilka sytuacji mieliśmy, ale zabrakło nam trochę jakości i trochę szczęścia. Legia z kolei nie stworzyła zagrożenia pod naszą bramką - kontynuował 48-latek. Finał Pucharu Polski: Papszun wskazał, co zrobił źle Trener lidera Ekstraklasy opowiedział dziennikarzom o tym, w czym - swoim zdaniem - zawinił. - Mogłem trochę lepiej zarządzać zmianami. To mi dzisiaj nie wyszło. Nie do końca pomogłem zespołowi. Nie popisałem się w tym temacie - przyznał uczciwie Papszun. Jak dodał - nie ma natomiast pretensji do swojej drużyny. - Powiedziałem zawodnikom, że jestem z nich dumny. Dziś jest smutek i żal, ale taki jest sport. Nie zasłużyliśmy, aby dzisiaj przegrać, a jednak musimy to dźwignąć. Jesteśmy zespołem, który potrafi szybko się zebrać, nawet po tak bolesnej porażce. Mamy olbrzymią przewagę w tabeli, do mistrzostwa wystarczy nam jeden punkt i naszym celem jest przypieczętowanie tytułu już w Kielcach - zapowiedział szkoleniowiec. Na koniec Papszun odniósł się także do Mateusza Wdowiaka, który zmarnował decydujący rzut karny. - Rozmawiałem z Mateuszem Wdowiakiem, powiedziałem mu, aby nie brał tej sytuacji do siebie. To nie on jest winien porażki. Dopóki jestem trenerem, żadnego zawodnika nie będę obwiniał o porażkę - zakończył opiekun "Medalików". Jakub Żelepień, Interia