Legia w Częstochowie miała grać bez niepotrzebnej presji. Tak przynajmniej zapewniał trener Aleksandar Vuković. Jego zdaniem dół, z którego mistrzowie Polski wydostali się w lidze, był niczym w porównaniu z presją, narzuconą w związku z awansem do finału Pucharu Polski. Legia w lidze idzie jak burza. Walka o czwarte miejsce jest nadal realna, ale bardzo trudna. Dlatego mecz z Rakowem był kluczowy. Mistrzowie Polski od jedenastu sezonów grają w europejskich pucharach. Jest to klubowy rekord, który ma być jeszcze bardziej wyśrubowany. Puchar Polski to ulubione rozgrywki legionistów. Mecz z Rakowem był 298. dla Legii. Żaden inny polski klub nie rozegrał tylu meczów w tych rozgrywkach. Ale co z tego. Raków ruszył Wdowiakiem Raków w Pucharze Polski stawał naprzeciw Legii cztery razy. Legia wygrała trzy razy i raz przegrała. Do czwartkowego meczu mistrzowie Polski przystępowali z dużą dozą pewności siebie, po fantastycznym początku roku. Pewnie wszystko ułożyłoby się inaczej, gdyby nie sytuacja z piątej minuty. Mateusz Wdowiak strzelił głową do bramki Richarda Strebingera po dośrodkowaniu z rzutu wolnego. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu boiskowych spraw. Wszystkie założenia taktyczne Legii legły w gruzach i już do końca spotkania goście gonili wynik, a gospodarze kontrolowali mecz groźnie kontrując. Niestety, na Legii niekorzystnie odbił się przepis o dwóch młodzieżowych w składzie. Maciej Rosołek grał przeciętnie, ale drugi z wymuszonych młodziaków Kacper Skibicki mógłby być oskarżany za sabotaż na rzecz gospodarzy. Nie wiadomo, czym się kierował Aleksandar Vuković, wystawiając go do pierwszego składu. W dziesiątkę trudno było odrabiać straty z piątej minuty. Pierwsza połowa się skończyła, ale nie zmieniło to obrazu meczu. Wszyscy kibice i eksperci oczekiwali, że Legia się rzuci do odrabiania strat, ale nic takiego nie nastąpiło. Piłkarze zespołu Vukovicia człapali po boisku. To Raków był bliżej podwyższenia prowadzenia, niż Legia wyrównania. Sytuacji podbramkowych dla Legii w meczu z drużyną jej niedoszłego trenera było wyjątkowo mało. "Śpiewa cała Częstochowa Puchar Polski dla Rakowa" - niosło się z sektorów gospodarzy. Raków chciał przyjechać na Stadion Narodowy, położony na praskim brzegu Wisły, tam gdzie wychowywał się trener Papszun (w zeszłym roku trofeum zdobył przecież w Lublinie). Teraz jego piłkarze pojadą na najważniejszy obiekt w kraju, gdzie zmierzą się z Lechem Poznań. Zasłużenie.