Jakub Żelepień, Interia: Czujesz się jeszcze związany z Częstochową i Rakowem czy jesteś już stuprocentowym szczecinianinem? Maksymilian Rogalski: Zawsze będę związany z Częstochową. Tam się urodziłem, tam mam rodzinę. Jeśli z kolei chodzi o klub, to jest tak samo - Raków był ważną częścią mojej przygody. Dostałem tam szansę, aby wystartować w świecie piłki. Za to zawsze będę wdzięczny. Czy Raków, który ty poznałeś, ma cokolwiek wspólnego z tym, który widzimy obecnie? - Stadion, który został nieco przypudrowany, ale generalnie wciąż przypomina stare czasy. Na pewno nie jest to obiekt na miarę oczekiwań włodarzy klubu, kibiców i mieszkańców Częstochowy. Życzę z całego serca, żeby wkrótce w mieście powstał stadion z prawdziwego zdarzenia, taki, który będzie pasował do sukcesów sportowych osiąganych przez Raków. A co jest fundamentem wspomnianych sukcesów? - Myślę, że wiara i plan, który został kiedyś bardzo dokładnie nakreślony. Nie powiem też niczego odkrywczego, jeśli stwierdzę, że punktem zwrotnym było zatrudnienie Marka Papszuna. Pomógł na pewno również spokój, który zachowywał właściciel klubu, choć nie zawsze było łatwo. Pamiętam na przykład baraż z Pogonią Siedlce o awans do 1. Ligi, kiedy można było zwątpić w cały projekt. Każdy utrzymał jednak wtedy nerwy na wodzy, za co należy się wielki szacunek. Tak się złożyło, że w listopadzie dwa twoje kluby - Pogoń i Raków - wpadły na siebie w 1/8 finału Fortuna Pucharu Polski. Częstochowianie byli do bólu wręcz skuteczni, wygrali 1:0 po rzucie wolnym i odhaczyli kolejne zadanie. Pomyślałeś sobie już wtedy, że właśnie zmierzają po trzeci z rzędu finał? - Tak, bo właśnie w ten sposób funkcjonuje w ostatnich latach Raków. Zespół krok po kroku realizuje cele i robi to, czego się od niego oczekuje. Nawet jeśli przydarzy się im jakieś potknięcie, za chwilę wracają na właściwe tory i znów są bezkompromisowi. Puchar to specyficzne rozgrywki, w których jedna przypadkowo stracona bramka może zniweczyć cały wysiłek, bo nie ma miejsca na poprawkę jak w lidze. Raków jest jednak tak doświadczony w pucharowych bojach, że doskonale nauczył się z tym sobie radzić. Zdziwiło cię, jak daleko w Fortuna Pucharze Polski zaszła Legia Warszawa w pierwszym sezonie pod wodzą Kosty Runjaica? W Szczecinie te rozgrywki były przekleństwem Niemca. - Nie powiedziałbym, że jestem zaskoczony, Legia udanie odbiła się po trudnym poprzednim sezonie. Wejście trenera Runjaica dało dobry impuls, drużyna jest na drugim miejscu w lidze i zagra w finale Fortuna Pucharu Polski. Jeżeli zaś chodzi o Pogoń, to nie powinniśmy patrzeć wyłącznie przez pryzmat jednego szkoleniowca. Ogólnie od finału w 2010 roku trudno jest nam mocniej zaznaczyć swoją obecność w tych rozgrywkach. Tylko raz od tego czasu Pogoń zagrała w półfinale, jeszcze za kadencji Kazimierza Moskala. - Od finału minęło już 13 lat, więc na pewno chciałoby się więcej niż jeden półfinał. Zwłaszcza że puchar jest - nie chcę powiedzieć łatwą - ale najkrótszą drogą do zdobycia trofeum i gry w Europie. Na koniec: kto będzie w tym roku świętował na PGE Narodowym? - Dokładny wynik trudno przewidzieć, ale bardzo bym chciał i wierzę w to, że Raków zdobędzie podwójną koronę. Tego im życzę. Rozmawiał Jakub Żelepień, Interia