Pogoń Szczecin - komplet punktów w trzech wiosennych kolejkach, świetna dyspozycja, kapitalna ofensywa. I Lech Poznań, gospodarz spotkania, pamiętający porażkę z jesieni ze Szczecina aż 0:5, ale też niepokonany w tym roku. I lepiej ułożony taktycznie niż kilka miesięcy temu. Ten mecz miał być ćwierćfinałowym hitem w Pucharze Polski. Zero celnych strzałów, jedna świetna sytuacja Grosickiego. Nie tego spodziewali się kibice po hicie Tyle że jak to często w krajowych rozgrywkach bywa, potencjalne hity nie okazują się nimi w rzeczywistości. Tak jak rozegrane trzy dni temu na stadionie przy Bułgarskiej starcie Lecha ze Śląskiem Wrocław - o pozycję lidera Ekstraklasy, której ostatecznie żaden z zespołów nie wziął dla siebie. No bo jak tu mówić o efektownym widowisku, skoro przez 45 minut oba zespoły mogły grać praktycznie bez bramkarzy? Nie było ani jednego celnego strzału, przerażająca statystyka. Nieco lepiej początkowo wyglądali "Portowcy", szybciej organizowali się w ataku, potrafili przyspieszyć swoje akcje, głównie za sprawą Kamila Grosickiego. I to lider Pogoni miał w 20. minucie kapitalną okazję, najlepszą w pierwszej połowie. Już na połowie Lecha, po zagraniu Alexandra Gorgona, kapitalnie wybiegł na czystą pozycję pomiędzy Bartoszem Salamonem i Antonio Miliciem. Stanął oko w oko z Filipem Bednarkiem i... fatalnie przestrzelił. Za chwilę jeszcze niecelnie uderzył Gorgon i to by było na tyle z ofensywnych zapędów gości. Lech długo grał w bardzo przewidywalny sposób - nie przyspieszał akcji, nie potrafił w żaden sposób przedostać się środkiem, bo tam Pogoń doskonale broniła. Próbował więc bokami, ale dośrodkowania Joela Pereiry czy Dino Hoticia niewiele wnosiły. A jak już ładna akcja się udała, to jej ostatecznym efektem był kiks Filipa Szymczaka i strzał w bok, a nie w kierunku bramki. Niemniej Lech miał już po 25. minucie wyraźną przewagę, Pogoń nie potrafiła długimi fragmentami wyprowadzić kontrataku. Tyle że Valentin Cojocaru i tak nie miał nic do roboty. Poznaniacy może i czasem ładnie "klepali" piłkę na małej przestrzeni, ale 30-40 metrów od bramki rywali. Na więcej Pogoń już im nie pozwalała. Pierwsza połowa zakończyła się rozczarowującym 0:0 i na dobre zaledwie jedną akcją, Grosickiego, która mogła dać gola. Lech w ataku, Pogoń w obronie. A i tak wszystko zmierzało ku dogrywce Niestety, wiele wskazywało, że będzie to typowy mecz "do pierwszej bramki" - awansuje zespół, który ją zdobędzie. Lech w końcu stworzył sobie okazję, w 49. minucie, zresztą będącą efektem kiksu przy strzale Filipa Szymczaka, co okazało się idealną asystą. Filip Marchwiński jednak nie skorzystał, Cojocaru jego uderzenie obronił. Później głównie się kotłowało, bo Kristoffer Velde z Lecha nadepnął na kolano bramkarza Pogoni, za co zobaczył zresztą żółtą kartkę. A Cojocaru był rozdrażniony, kilka minut później dał się sprowokować lechitom, gdy na boisku leżał Marchwiński. Zachował jednak koncentrację i w 68. minucie świetnie obronił techniczne uderzenie Velde. Im bliżej było 90. minuty, tym bardziej to Lech rozwijał skrzydła, a Pogoń skupiała się coraz bardziej na obronie. Cojocaru też miał znacznie więcej pracy, a to przy strzale Marchwińskiego pomogli mu obrońcy, a to musiał bronić uderzenie Velde. Tyle że wynik się nie zmienił, mimo siedmiu dodanych minut przez sędziego Bartosza Frankowskiego. Dogrywka - i wciąż to samo. Pogoń czekała 107 minut na... celny strzał. A później oddała ten decydujący 0:0 było także po pierwszej części dogrywki, w której znów nieco więcej z gry miał Lech, a Cojocaru częściej dostawał szansę kontaktu z piłką od Bednarka. Świetnie obronił choćby strzał Velde w 95. minucie, tak jak i dobitkę Barry'ego Douglasa, choć Szkot był już wtedy na spalonym. Lech atakował odważniej, w przerwie przed dogrywką Rumak zdecydował się też na... pierwszą zmianę w całym meczu. Tak, 97 minut, z doliczonym czasem, poznaniacy rozegrali w jednym zestawieniu. A roszada przydałaby się chociaż potwornie zmęczonemu Szymczakowi, tyle że na ławce nie było drugiego napastnika. Mikael Ishak i Artur Sobiech są bowiem kontuzjowani. Pogoń aż do 107. minuty czekała na pierwsze celne uderzenie na bramkę Bednarka - wtedy z dość ostrego kąta przymierzył Efthymios Kolouris, a Bednarek odbił futbolówkę przed siebie. Grek tak się rozchodził, że pół minuty później spróbował ponownie, tym razem za lekko. Piłkarze obu drużyn mieli już duże problemy fizyczne, Szymczak nie był w stanie biegać i został zmieniony, do ataku powędrował... Velde. I to Norweg w 117. minucie mógł zaliczyć asystę, bo do siatki trafił Ba Loua. Tyle że wcześniej Velde był na spalonym, gol nie został zaliczony. Pogoń zaś w 119 minucie zdobyła bramkę prawidłową - po rzucie wolnym Mariusz Malec wygrał kluczowy pojedynek w powietrzu z Douglasem, zagrał na dalszy słupek, a tam formalności dopełnił João Gamboa. I to "Portowcy" zameldowali się w półfinale Pucharu Polski, Lechowi została tylko liga.