Wdowiak spędził większość piłkarskiej kariery w Cracovii. W zespole "Pasów" przeszedł przez kolejne szczeble szkolenia, aż w końcu dotarł do pierwszej drużyny. W niej rozegrał łącznie 152 mecze, w których strzelił 13 goli i dorzucił 23 asysty. W lutym 2021 roku szybkonogi skrzydłowy postanowił zmienić otoczenie. Wybór padł na Raków Częstochowa, który rozgrywał właśnie swój drugi sezon na poziomie Ekstraklasy. Zanim jednak Wdowiak przeniósł się pod Jasną Górę, pomógł swojemu macierzystemu klubowi wstawić do gabloty cenne trofeum. 24 lipca 2020 roku "Pasy" wygrały w - przesuniętym z powodów pandemicznych - finale Pucharu Polski 3:2 z Lechią Gdańsk. Spotkanie trzymało kibiców w napięciu do samego końca. Po 90 minutach było 2:2 i aby wyłonić zwycięzcę, potrzebna była dogrywka. W niej gola na wagę triumfu strzelił w 117. minucie właśnie Wdowiak. Dla skrzydłowego był to pierwszy sukces w seniorskiej piłce. W rozmowie z serwisem Sport.pl piłkarz przyznał, że wspomnienia z Lublina zajmują szczególne miejsce w jego sercu. - Pierwszy, jak to w życiu z pierwszym razami, był najbardziej emocjonujący i pamiętam go najlepiej. Sam mecz był wtedy bardzo atrakcyjny i zacięty, ze zwrotami akcji, dogrywką i moim golem na 3:2 - wspominał skrzydłowy. Finał Pucharu Polski: Mateusz Wdowiak zagra w finale czwarty rok z rzędu W kolejnym sezonie - już w barwach Rakowa - Wdowiak znów wystąpił w finale. Pandemia wciąż nie odpuściła, w związku z czym decydujący mecz ponownie odbył się w Lublinie, a nie na wypełnionym po brzegi PGE Narodowym w Warszawie. Rywalem "Medalików" była I-ligowa Arka Gdynia. Niespodziewanie to ekipa z Trójmiasta prowadziła od 57. minuty. Końcówka spotkania była jednak popisem piłkarzy Papszuna - w 82. minucie trafił Ivi Lopez, siedem minut później David Tijanic i ostatecznie to Raków wzniósł puchar. Wreszcie nadszedł 2022 rok. Finał powrócił do swojego nadwiślańskiego domu, a kibice, tam gdzie ich miejsce - na trybuny. Raków z kolei z chirurgiczną wręcz precyzją omijał kolejne przeszkody i po raz drugi z rzędu stanął przed szansą zdoybcia trofeum. Swojej okazji nie zmarnował - częstochowianie pokonali 3:1 Lecha Poznań, a gola w finale znów strzelił Mateusz Wdowiak. Skrzydłowy został zresztą wówczas królem strzelców rozgrywek - miał na koncie cztery bramki. Jak co roku, piłkarz zabrał ze stadionu pamiątkę. W jego przypadku chodzi o mały kartonik z imieniem, nazwiskiem, datą i logiem rozgrywek, który dołączony jest do szafki każdego zawodnika. W swojej kolekcji ma już takie trzy. Jeszcze nie oprawił ich w ramkę, ale jak przyznawał w mediach - nie wyklucza, zwłaszcza gdy osiądzie już gdzieś na stałe. Pytanie, czy we wtorkowy wieczór będzie mógł dorzucić do swoich zbiorów czwarty skalp. Jakub Żelepień, Interia