Lech stoczył się niemal na dno - rozkład drużyny widać gołym okiem. Pytanie tylko, czy właściciel klubu z dużymi aspiracjami Jacek Rutkowski będzie czekał na zmianę szkoleniowca do grudniu czy jednak dokona jej już teraz. Postawa piłkarzy na boisku w starciu z pierwszoligowcem pokazuje, że powinna ona nastąpić natychmiast. - Jesteśmy w bardzo dobrym momencie by zagrać fantastyczne spotkanie. To nagroda dla kibiców - mówił przed spotkaniem z Lechem trener Miedzi Adam Fedoruk. Jego drużyna zagrała bardzo odważnie, często atakowała, wykorzystywała swoich najbardziej doświadczonych graczy. Szczególnie Wojciecha Łobodzinskiego, który na lewym skrzydle robił co chciał, a Kebba Ceesay nie wiedział co się dzieje. W 12. minucie błąd popełnił jednak Gergo Lovrencsics, którego obiegł Mariusz Zasada. Lewy obrońca "Miedzianki" dośrodkował piłkę w pole karne, a tam ładnym strzałem popisał się Piotr Madejski. Maciej Gostomski zdołał jednak wybić futbolówkę poza boisko. Nie minęły dwie minuty, a w tym samym miejscu co wcześniej Zasada pojawił się Łobodziński. Tym razem jednak podał źle. Lech był kompletnie bezradny. W 17. minucie Zasada znów uciekł Ceesayowi, tym razem centra była dobra, ale Mateusz Szczepaniak nie trafił w piłkę. Do tego jeszcze popłoch w defensywie "Kolejorza" siały rzuty wolne wykonywane przez Łobodzińskiego. Po jednym z nich Gostomski instynktownie obronił strzał Zbigniewa Zakrzewskiego, a dobitka Piotra Kasperkiewicza była wyjątkowo niecelna, choć miał pustą większą część bramki. Mniej więcej od 25. minuty tempo gry siadło. Lech nawet próbował wiązać akcje, ale robił to nieudolnie. A przecież poznaniacy grali najsilniejszym składem! Dopiero w 45. minucie poznaniacy stworzyli sobie pierwszą sytuację - Lovrencsics znalazł się sam przed bramkarzem Aleksandrem Ptakiem, ale arbiter przerwał grę, bo dopatrzył się faulu Węgra. Tu Adam Lyczmański popełnił błąd. Trzy dni wcześniej Lech w drugiej połowie odmienił swoją grę i pokonał Górnika Zabrze. Tym razem, mimo pojawienia się na murawie Kaspera Hamalainena, nic się nie zmieniło. Miedź nie atakowała już tak odważnie, czekała na swoją szansę. W 68. minucie wprowadzony z rezerwy Marcin Burkhardt ładnie wrzucił piłkę z rzutu wolnego, Hubert Wołąkiewicz nie upilnował Zbigniewa Zakrzewskiego, a były piłkarz "Kolejorza" minimalnie spudłował. Gdyby trafił w bramkę, byłby gol, bo Gostomski źle próbował przeciąć podanie. Odzwierciedleniem postawy Lecha była gra obu bocznych obrońców. Ceesay był chyba myślami gdzieś indziej, bo albo faulował przeciwników, albo odpuszczał ich krycie. Henriquez od dłuższego czasu jest w bardzo słabej formie, ale tym razem jego postawa przebiła chyba wszystko co możliwe. W 74. minucie Łobodziński dośrodkował piłkę z lewej strony, bo Gambijczyk z Lecha znów był gdzieś daleko. Do bramki celnie główkował Szczepaniak, obok którego próbował skakać spóźniony Henriquez. Cztery minuty później było już po wszystkim. Tym razem z rzutu wolnego dośrodkował Burkhardt, a sam rzut wolny spowodował faul Henriqueza, za który piłkarz z Panamy zobaczył jeszcze żółtą kartkę. Po wrzutce "Burego" Henriquez uprzedził wszystkich rywali i... zapakował piłkę do swojej bramki! Lech nie miał prawa już się odnaleźć - dalej grał apatycznie, nie był w stanie stworzyć nawet sytuacji pod bramką Aleksandra Ptaka. A Miedź w nagrodę zagra w ćwierćfinale Pucharu Polski dwumecz z Arką Gdynia. Na płocie wisiała flaga kibiców z Legnicy nawiązująca do największego sukcesu klubu, czyli zdobycia Pucharu Polski w 1992 roku. Kto wie, może historia się powtórzy? Autor: Andrzej Grupa Miedź Legnica - Lech Poznań 2-0 (0-0) Bramki: 1-0 Szczepaniak (74.), 2-0 Henriquez (78., samobójcza) Miedź: Ptak - Wołczek, Midzierski, Woźniczka, Zasada - Madejski (80. Łuszkiewicz), Kasperkiewicz, Cierpka (59. Burkhardt), Szczepaniak ŻK, Łobodziński - Zakrzewski (73. Grzegorzewski). Lech: Gostomski - Ceesay ŻK, Wołąkiewicz, Kamiński, Henriquez ŻK (84. Formella) - Lovrencsics (46. Hamalainen), Trałka, Murawski, Claasen (64. Możdżeń), Douglas - Teodorczyk. Sędziował Adam Lyczmański z Bydgoszczy. Widzów: 5 tysięcy.