Po składzie wystawionym przez trenera Piotra Stokowca jasne było, co jest dla niego priorytetem. Zresztą nietrudno do tego dojść, jeśli spojrzeć na tabelę ekstraklasy, w której ŁKS z zaledwie dwoma zwycięstwami jest ostatni, a do tego stracił 27 goli. W składzie gospodarzy przeważali zawodnicy, którzy ostatnie dwa mecze rozpoczynali na ławce rezerwowych. Choć do Łodzi przyjechał mistrz Polski i trzykrotny finalista ostatnich Pucharów Polski, właściwie nie wzbudziło to zainteresowania wśród kibiców. Dzień przed meczem liczba sprzedanych biletów nie przekraczała tysiąca. Wydawało się, że także trenera Rakowa da szansę mniej grającym zawodnikom, tymczasem Dawid Szwarga wystawił bardzo silną jedenastkę. Jako zmienników można by wskazać jedynie Dawida Drachala, Sonny’ego Kittela czy Fabiana Piaseckiego. Goście już w siódmej minucie mieli bramkową okazję. Fran Tudor zagrał na prawą stronę do Dawida Drachala, który wrzucił piłkę w pole karne. Tam świetnie odnalazł się Fabian Piasecki, ale strzelił głową w środek bramki. Okazje były, ale do przerwy bez bramek Raków przeważał, naciskał na ŁKS, ale minęła 20. minuta i kolejnych okazji nie było. W końcu znów Piasecki uderzył głową, ale jeszcze słabiej niż za pierwszym razem. Dużo lepszy był jego strzał przy użyciu nogi kilkadziesiąt sekund później, ale dobrze spisał się Dawid Arndt. ŁKS odpowiedział niecelną próbą Engjella Hotiego po stracie Johona Yeboaha. A za chwilę zza pola karnego uderzył Kay Tejan, jednak Vladan Kovacević bez trudu złapał piłkę. I znów przeważał Raków, w którym najbardziej aktywny by John Yeboah. Po jego indywidualnych akcjach było gorąco w polu karnym łodzian, ale bramek wciąż nie było. Najlepszą okazję miał jednak Tejan, ale z bliska kopnął za słabo i Kovacević zdążył zareagować. Początek drugiej połowy znów należał do Rakowa. Najbardziej chciało się Yeboahowi, który próbował indywidualnymi akcjami rozerwać obronę ŁKS. Gdy mu się to raz udało, to jednak strzelił niecelnie. Goście zamykali rywali na ich połowie, ale wciąż brakowało im precyzji, grali monotonnie, jakby liczyli na to, że w końcu piłka i tak wpadnie do siatki. W końcu szybsza i składna akcja zakończyła się podaniem wzdłuż bramki Drachala, do której nikt nie zdążył. Młodzieżowy reprezentant Polski sam zdecydował się na strzał, ale minimalnie się pomylił i wciąż było 0:0. Rakowowi zaczęło się spieszyć, trener Szwarga wpuścił Cebulę, Nowaka i Crnaca. Jego piłkarze chcieli jednak wejść z piłką do bramki, a to nie fustal. W 75. minucie dogodną sytuację miał Srdjan Plavsić, ale Arndt obronił jego strzał nogą. Podobnie było ze strzałem Cebuli i choć Raków niemal nie schodził z połowy ŁKS, to gol nie padł i sędzia zarządził dogrywkę. W dodatkowym czasie goście nadal niemal non stop atakowali. Jednak w 97. minucie udało się ŁKS stworzyć akcję, ale Dani Ramirez w ostatnim momencie został zablokowany. W setnej minucie szanse Rakowa wzrosły, bo drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę dostał Piotr Janczukowicz. Przewagę udalo się wykorzystać w 109. minucie. Strzał Cebuli z pola karnego odbił Arndt, ale piłka spadła pod nogi Władysłąwa Koczerhina, który bez problemów kopnął do siatki. Gospodarzy w 120. minucie dobił Ben Lederman.