Wojciech Górski, Interia: Marko, po pierwsze ogromne gratulacje awansu. Po drugie: czy ty nie masz układu nerwowego? Podszedłeś do decydującego karnego niczym stary wyjadacz. Marko Zawada, Olimpia Grudziądz: - Ogromne dzięki. Do karnego podszedłem na luzie, nie czułem żadnej presji. Od początku wiedziałem, co chcę zrobić i strzeliłem bramkę. A że akurat był to karny decydujący, to moje szczęście. Co myślałeś, gdy podchodziłeś do karnego? Często mówi się, że droga ze środka boiska na jedenasty metr jest dla piłkarza najdłuższa. Wiedziałeś, jaka jest ranga tego strzału. - Faktycznie jest takie powiedzenie, ale mi droga zleciała bardzo szybko (śmiech). Popatrzyłem w oczy bramkarza, widziałem w nich taką - wydaje mi się - niepewność. Zaczekałem do końca... Akurat zdecydowałem się na strzał z podskokiem, gdzie nie patrzę na piłkę, tylko do końca na ruch bramkarza i wykorzystałem jego ruch w drugi kierunek. Był to taki strzał w stylu Jorginho. Podglądasz go, trenujesz takie rzuty karne? - Dokładnie. Trenuje ten styl strzelania od niedawna. Zabrałem się za to jakieś pół roku temu i cały czas mi to wychodziło. Wiedziałem, że to dobry moment, żeby spróbować. No i wyszło. Trener wyznaczył cię jako piątego, czy sami ustaliliście między sobą kolejność? - Było tak, że wybrzmiał ostatni gwizdek, a ja poszedłem napić się herbaty, bo było zimno. Wracam i trwa dyskusja, kto ma strzelać. Każdy mówił: "mogę strzelać, mogę strzelać", ale nikt nie chciał strzelać ostatniego. A ja, z racji, że bardzo chciałem strzelać karnego, powiedziałem, że mogę strzelać piąty, bo czułem się na siłach. Koledzy nie mieli nic przeciwko, że młody chłopak bierze na siebie taką odpowiedzialność? - Nie, właśnie bardzo mnie wspierali. Widzieli, że potrafię strzelać, co udowodniłem kilka razy - na treningach, raz w sparingu. Napędzali mnie do tego, bym strzelał jako piąty. Olimpia Grudziądz - Wisła Kraków. Marko Zawada: Pobiliśmy klubowy rekord Jakie to uczucie wyrzucić z Pucharu Polski tak zasłużony klub jak Wisła Kraków? - Na pewno dla takiego młodego człowieka ze skromnej wsi, jest to ogromne przeżycie (śmiech). Patrząc też na historię Olimpii, pobiliśmy klubowy rekord. Wcześniej była to 1/4 finału, teraz awansowaliśmy do półfinału. Bardzo, bardzo, bardzo piękne przeżycie. Jak wyglądały nastroje przed meczem? Wierzyliście, że da się ograć Wisłę? Wiadomo, że miała problemy, ale dzielą was trzy poziomy rozgrywkowe. - Podeszliśmy do tego meczu tak samo jak do meczu z Wartą Poznań. To także klub z Ekstraklasy, który ma teraz drobne problemy z punktowaniem. Znamy siebie, znamy swoją drużynę i swoją wartość. Wiedzieliśmy, że jesteśmy w stanie wygrać. Od początku wierzyliście, że możecie wygrać? - Wierzyliśmy. Nie było osoby, która mówiła, że odpadniemy. Każdy wiedział, że możemy to zrobić. Do tego meczu podeszliście właściwie z marszu. Ostatni ligowy mecz zagraliście w listopadzie, a rozgrywki wznawiane są dopiero za około 10 dni. - To prawda, przygotowaliśmy się tylko sparingami. Chcieliśmy zrobić swoje i grać swój futbol. Na początku wyszliśmy wysokim pressingiem, dzięki czemu wywalczyliśmy aut. Z autu wykorzystaliśmy sytuację na zdobycie bramki. Później cofnęliśmy się, graliśmy w niskim i średnim pressingu, gdzie pomimo tego, że Wisła budowała akcje, to nie mogła nic zrobić. Nie miała żadnej stuprocentowej sytuacji. "Najważniejsza jest liga i awans na szczebel centralny" Nastroje po meczu musiały być fantastyczne. Jak przebiegło świętowanie? - Euforia w szatni była wielka, okrzyki - wiadomo. Mieliśmy odwiedziny prezesa, a także prezydenta miasta Grudziądza. Rozmawialiśmy z trenerami i bawiliśmy się, jak to po wygranym meczu. Dzisiaj poznacie kolejnego rywala. Będzie to Górnik Zabrze albo Lech Poznań. Masz faworyta, na kogo byś chciał trafić? - Zdecydowanie wolałbym trafić na Górnik. Spędziłem tam osiem lat życia, dlatego zdecydowanie wolałbym zagrać z nimi i jeszcze wygrać. To byłoby coś pięknego. W III lidze jesteście liderem. Celem jest awans, czy na spokojnie do tego podchodzicie? - Cel był jasny od początku. Najważniejsza jest liga, by awansować na szczebel centralny. Wiadomo, jest tylko jeden punkt przewagi nad wiceliderem, Kotwicą Kołobrzeg. Ale jesteśmy dobrej myśli, każdy wie, jaką robotę mamy wykonać. Mierzymy w awans. Spytam na koniec jeszcze o osobiste plany. Tak jak mówiłeś wcześniej - grałeś w młodzieżowych drużynach Górnika Zabrze, teraz jest Olimpia. Jakie kolejne cele przed sobą stawiasz? - W kolejnym sezonie skończy mi się wiek młodzieżowca (śmiech). Także jedyny młodzieżowiec, jaki mi zostaje, to jest w Ekstraklasie. Jestem jednak zdania, że jak umiesz grać w piłkę, to żaden przepis o młodzieżowcu nie jest ci potrzebny. Moje plany? Małymi krokami coraz wyżej. Grać, aż pewnego dnia zadebiutuję w Ekstraklasie. Rozmawiał Wojciech Górski