Cracovia w dwóch ostatnich sezonach świetnie spisała się w Pucharze Polski. W 2020 roku zdobyła to trofeum pierwszy raz w historii klubu, a w poprzednim sezonie dotarła do półfinału, w którym uległa Rakowowi Częstochowa. ŁKS tak daleko nie zaszedł, ale los wyznaczał mu trudniejszych rywali. W poprzednich rozgrywkach jaki pierwszoligowiec uporał się z ekstraklasowym Śląskiem Wrocław i trzecioligową Unią Janikowo. Tyle że w 1/8 finału zbyt trudną przeszkodą okazała się Legia Warszawa. W sezonie 2019/2020 kiedy występował w ekstraklasie pokonał Zagłębie Sosnowiec i Górnika Zabrze, ale uległ pierwszoligowemu GKS Tychy. Wobec plagi kontuzji zagadką był skład łodzian. Do podstawowej jedenastki wrócili rekonwalescenci Maciej Dąbrowski, Bartosz Szeliga i Maciej Wolski. Od początku też wystąpił Antonio Dominguez. Zabrakło jednak najlepszego gracza Pirulo. Z kolei trener Cracovii Michał Probierz już w poprzednich sezonach przyzwyczaił, że daje szanse zmiennikom. I tak też było w Łodzi. W porównaniu do meczu w ekstraklasie wystawił w podstawowym składzie tylko czterech zawodników, którzy zremisowali z Pogonią - stoperów Rodina i Jugasa, kapitana Hancę i najlepszego strzelca zespołu van Amersfoorta. ŁKS - Cracovia. Rozczarowująca pierwsza połowa W pierwszej połowie obie drużyny zagrały bardzo słabo. Przewagę miała Cracovia, ale niewiele z tego wynikało. Żadnemu z zespołów nie udało się stworzyć naprawdę dobrej sytuacji. Na siłę można by podciągnąć okazję Jakuba Myszora, który po kontraktu wpadł w pole karne, ale nawet nie trafił w bramkę. Padło kilka celnych strzałów, ale z gatunku takich, które złapałby nawet junior. Można jeszcze odnotować uderzenie Filipa Balaja i akcję, po której niepotrzebnie piętką zagrywał Florian Loshaj, choć był około pięć metrów przed bramka. Do przerwy wydarzeniem była kolejna kontuzja w ŁKS. Piotr Janczukowicz to już 16. zawodnik, którego w tym sezonie stracił trener Vicuna. Po zmianie stron piłkarze obu zespołów jakby obudzili się ze snu, bo zaczęli szybciej grać, żwawiej biegać i częściej strzelać. Tyle że nadal stworzenie dogodnej sytuacji przerastało możliwości zawodników. A kiedy Pelle van Amersfoort w końcu dostał dobrą piłką, to głową z bliska nie trafił w bramkę. Łodzianie niby próbowali coś zdziałać, ale nie byli w stanie przebić się przez obronę Cracovii. Rośli stoperzy radzili sobie właściwie z każdą wrzutką. Czasu jednak uciekał i było coraz bliżej dogrywki. Zapewne chciał jej uniknąć Michał Rakoczy, który strzelił bardzo mocno, ale Kozioł z trudem odbił piłkę. Kolejny rezerwowy Ricardinho pomylił się o centymetry, a za chwilę sędzia zarządził dogrywkę. Konkurs "jedenastek" dla ŁKS Wydawało się, że obie drużyny nie chciały doprowadzić do rzutów karnych. Bliscy celu byli Kamil Ogorzały i Maciej Radaszkiewicz, ale wciąż było 0:0. W 120. minucie piłkę meczową miał na głowie Jakub Tosik, ale z bliska fatalnie przestrzelił. W konkursie rzutów karnych Kozioł obronił już pierwszy strzał - van Amersfoorta. Potem Rodin i Kakabadze nie trafili w bramkę, łodzianie byli bezbłędni i za chwilę cieszyli się z awansu. ŁKS - Cracovia 0-0 (3-1 rzuty karne) ŁKS: Kozioł - Szeliga (61. Tosik), Dąbrowski, Marciniak, Koprowski - Kuźma (61. Bąkowicz) - Wolski, Rygaard (80. Trąbka), Dominguez Ż, Gryszkiewicz Ż (80. Kelechukwu) - Janczukowicz (39. Radaszkiewicz). Cracovia: Niemczycki - Kakabadze, Rodin, Jugas, Rocha Ż - Knap (71. Rakoczy) - Myszor (61. Ogorzały), van Amersfoort, Loshaj Ż (62. Sadiković), Hanca (79. Ricardinho) - Balaj (61. Rasmussen). Sędzia: Sebastian Jarzębak. AK