Spotkanie zakończyło się wynikiem 0-0, a rzuty karne zdecydowanie lepiej wykonywali łodzianie. Cracovia po dwóch dobrych sezonach w Pucharze Polski, tym razem odpadła już w pierwszej rundzie. Cracovia rozczarowana wynikiem - Zaczęliśmy dobrze, utrzymywaliśmy się przy piłce i byliśmy agresywni. Do pola karnego ŁKS wszystko szło nam dobrze, ale potem zaczynały się problemy. Solą piłki jest zdobywanie goli, ale nam brakowało dobrego ostatniego podania. Pracujemy nad tym, zwracamy uwagę, ale wciąż za rzadko to nam wychodzi. Choć gdyby np. Jakub Myszor zachował więcej zimnej krwi, to byśmy prowadzili - stwierdził trener Probierz. - A tak podnieśliśmy morale ŁKS, który do 119. minuty właściwie nam nie zagroził. Mieliśmy mecz pod kontrolą, ale niestety nie strzeliliśmy gola. Im więcej czasu upływało, tym bardziej brakowało nam umiejętności. Dla ŁKS to pierwsze zwycięstwo u siebie od 8 sierpnia. Ostatnie dwa mecze ligowe u siebie przegrali. - Jestem bardzo zadowolony, bo awansowaliśmy. To był trudny mecz. W pierwszej połowie Cracovia była lepsza, choć nie miała klarownych sytuacji. Po przerwie było już lepiej, ale brakowało okazji - oceniał trener Vucuna. - Zawodnicy bardzo walczyli i chcieli awansować. Trenowaliśmy rzuty karne i pytałem, kto chce je wykonywać. Kelechuwku od razu mówił, że jest gotowy. Na treningu wykorzystał wszystkie trzy, więc strzelał też w meczu. Trener ŁKS z jednej strony podkreślał, że sporo piłkarzy wróciło do składu, ale z drugiej martwił, że kolejny doznał urazu. - Cieszę się też, że kilku zawodników wróciło po kontuzjach i pokazali się na boisku. Dąbrowski, Szeliga, Tosik czy Bąkowicz. Do tego na ławce był już Javi Moreno. To wpłynie pozytywnie na rywalizację w zespole. Martwi mnie jednak kontuzja Janczukowicza, bo wyglądała jednak dość poważnie - dodał Vicuna.ak