Policja w Warszawie skomentowała bilans zamieszek na Twitterze, gdzie podała informacje, iż rannych zostało dwóch policjantów oraz koń służbowy, który został obrzucony kamieniami i butelkami. Policjanci zostali zabrani do szpitala, również ranne zwierzę otrzyma pomoc ze strony lekarza weterynarii. Policja wymieniła jako najpoważniejszy incydent starcia na parkingach przy bramach Stadion u Narodowego nr 10 i 11, gdzie doszło do próby wejścia na obiekt, więc funkcjonariusze użyli gazu, granatów hukowych i siły fizycznej. Na filmikach nagranych przez kibiców Lecha widać szarżujące na nich konie policyjne i pałowanie zgromadzonych ludzi. Policja podała, że zatrzymała 20 osób za czynną napaść na funkcjonariusza. Lech Poznań nie wydał i na razie nie wyda oświadczenia w sprawie zajść z udziałem jego kibiców. - Nie robimy tego, bo przepychanki między warszawskim samorządem a strażą pożarną mają teraz charakter polityczny. Poza tym wciąż gromadzimy dane - mówi rzecznik prasowy klubu Maciej Henszel. - Badamy także regulamin zawodów, bowiem nasi kibice kupowali vouchery na bilety do 22 kwietnia, a decyzja prezydenta Warszawy na podstawie zaleceń straży pożarnej wydana była później, już po zamknięciu puli zapisów na bilety i przesłaniu jej do PZPN, który fizycznie drukował wejściówki. Wiadomo nam, że PZPN odwołał się od decyzji samorządu, ale odwołanie odrzucono tuż przed meczem. Jego zdaniem, wielu kibiców mogło założyć, że odwołanie zostanie przyjęte, jako że flagi transportowane przez kibiców do stolicy nie stanowiły zagrożenia i były przejrzane przez policję. - Wśród nich były nie tylko sektorówki, ale i flagi zwyczajowo wieszane na płocie na każdym stadionie przez fanów Lecha - mówi rzecznik klubu. CZYTAJ TAKŻE: Szokujące filmy spod stadionu. Starcia kibiców Lecha z policją Właśnie zakaz wniesienia tych flag stanął kością niezgody, doprowadził do tego, że ponad 10 tysięcy kibiców Kolejorza zgromadziło się pod stadionem i nie weszło na mecz, a gdy ten się rozpoczął, doszło do zamieszek. - Gdy wracałem po meczu z Warszawy do Poznania, rozmawiałem na stacjach benzynowych z kibicami Lecha i to takimi, którzy udali się na mecz w rodzinnym gronie. Opowiadali okropne rzeczy o tym, co się działo pod stadionem. Teraz to wszystko sprawdzamy i weryfikujemy - mówi Maciej Henszel i dodaje, że Lech ubolewa nad tym, że decyzja administracyjna w sprawie flag zaprzepaściła szansę na wspaniałe widowisko w finale Pucharu Polski, może najlepsze w historii. Klub ma informacje o jednej osobie rannej - kibic Lecha miał trafić do warszawskiego szpitala z uszkodzoną głową, na tomografię. Warszawska policja tego nie potwierdza. We wtorek 3 maja odmówiła już podawania nowych czy rozszerzonych informacji poza tymi, które zamieściła w dniu meczu na Twitterze i przekazała na briefingu rzecznika prasowego. Lech Poznań: Widowisko zostało zaprzepaszczone - Kibice Lecha i Rakowa nie mają wielkich waśni, więc przez cały dzień w Warszawie widzieliśmy i jednych, i drugich jak przechadzali się wspólnie ulicami i korzystali z restauracji. Na stadionie można było zmniejszyć zatem strefy buforowe, przez co zapowiadała się najwyższa frekwencja w dziejach finałów na Stadionie Narodowym - mówi. - Rzadko też zdarza się, by w finale grały aktualnie dwie najlepsze drużyny w kraju. Mecz był świetny. My go akurat przegraliśmy, jest smutek, ale sportowo widowisko było znakomite. I jedna decyzja kładzie się na to wszystko cieniem, odbierając tak wspaniałemu finałowi należną oprawę. Szkoda, ogromna szkoda. W Poznaniu wielokrotnie zdarzało się już, że mimo negatywnych opinii i zaleceń straży pożarnej wojewoda czy władze samorządowe wydawały zgodę na użycie flag wielkogabarytowych, uznając że to podniesie jakość widowiska, a bezpieczeństwu nie zagraża. Warto pamiętać, że zagrożenie -przeciwpożarowe to jedno - straż pożarna uznaje, że ryzyko użycia flag wielkogabarytowych idzie w parze z ryzykiem użycia pirotechniki, a to grozi pożarem. Flagi często służą jako przykrywka dla kibiców, którzy pod nimi przebierają się, maskują, by uciec przed monitoringiem.