W regulaminowym czasie gry kibice zgromadzeni na trybunach stadionu w Bielsku-Białej nie doczekali się ani jednego gola. Drogi do bramki nie znalazło ani Podbeskidzie, ani Zagłębie. Choć zespół z Ekstraklasy był zdecydowanym faworytem do zwycięstwa i awansu, tego nie udało się wywalczyć w ciągu 90 minut. Lubinianom nie pomógł nawet rzut karny, który w drugiej połowie został zmarnowany przez Marka Mroza. Znakomicie interweniował wówczas Krystian Wieczorek. Doszło więc do dogrywki, która również nie przyniosła rozstrzygnięcia. W ostatnich minutach dogrywki Podbeskidzie musiało poradzić sobie w osłabieniu, ponieważ drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartką ukarany został Kacper Gach. Seria rzutów karnych zapowiadała się więc pasjonująco. Sensacja wisiała w powietrzu, bo tak należałoby określić ewentualny awans Podbeskidzia. "Jedenastki" zaczęły się lepiej dla drużyny z Bielska-Białej - od niewykorzystanego karnego Damiana Dąbrowskiego. Fatalne pudło w serii rzutach karnych. Ten strzał zadecydował Podbeskidzie nie utrzymało jednak tej przewagi. Rzut karny w czwartej serii został zmarnowany przez Jana Masterka - tutaj znakomitą interwencją popisał się Jasmin Burić. Później natomiast wydarzyła się rzecz, którą piłkarze Podbeskidzia, a szczególnie Radosław Zając, zapamiętają na długo. Zając musiał trafić, aby utrzymać Podbeskidzie w grze. 20-latek podszedł do piłki, a następnie kopnął ją kilka metrów nad poprzeczką. Musiał nieczysto trafić w piłkę, ponieważ trudno inaczej wytłumaczyć aż tak fatalne pudło. 15 miesięcy czekał na ten dzień. A tu taki klops. "Mogła być sensacja" Ostatecznie sensacji nie było. Zagłębie po trudnym boju pokonało Podbeskidzie i zameldowało się w 1/16 finału Pucharu Polski.