Większe szanse na awans do ćwierćfinału Pucharu Polski bukmacherzy przyznawali Radomiakowi Radom. W dużej mierze miała na to wpływ obecna pozycja Śląska Wrocław w ligowej tabeli. Przedostatnia lokata i zero wyjazdowych zwycięstw w tym sezonie - to nie mogło budzić w rywalach respektu. Należało jednak pamiętać, że w poprzednim cyklu wrocławianie dwukrotnie ograli ekipę z Mazowsza. I nie stracili przy tym bramki. W Radomiu 1:0, u siebie 2:0. W obozie gospodarzy o nieodległej przeszłości nikt jednak nie pamiętał. Wszyscy żyją tu trudną teraźniejszością. Przez cały dzień media informują, że Radomiak stracił prawa do herbu i nazwy klubu, a jego media społecznościowe zostały odcięte od wirtualnej rzeczywistości. Ma to być efektem nieporozumień z byłym udziałowcem. Nieudany zamach na fotel lidera Ekstraklasy. Marciniak wrócił i "skasował" gola Śląsk zrzucił szaty marudera. Pewny awans wicemistrza Polski do ćwierćfinału PP Goście mogli objąć prowadzenie w 17. minucie. Z kilku metrów głową groźnie uderzał wówczas Jakub Świerczok. Znakomicie między słupkami spisał się jednak Maciej Kikolski, ratując swój zespół przed utratą gola. Po kolejnym kwadransie równie udaną interwencją popisał się po drugiej stronie murawy Rafał Leszczyński. Tym razem na kąśliwy strzał zdecydował się Rafał Wolski. Golkiper Śląska wyekspediował futbolówkę na korner końcami palców. Schyłek pierwszej odsłony należał do wrocławian. Pierwszą próbę Aleksandra Paluszka udało się jeszcze Kikolskiemu zatrzymać. Ale w 45. minucie ten sam zawodnik uderzył głową nie do obrony i zrobiło się 0:1. Po zmianie stron Kikolski nadal bronił nieprzyjemne strzały Świerczoka, tyle że ponownie okazał się bezradny w konfrontacji z Paluszkiem. Stoper Śląska jeszcze raz wykorzystał świetne warunki fizyczne. Znów przymierzył głową i w 62. minucie goście prowadzili już różnicą dwóch bramek. Kropkę nad "i" kwadrans przed końcem postawił Sebastian Musiolik. Huknął sprzed pola karnego, przełamując ręce Kikolskiego. Na plac gry wprowadzony został z ławki rezerwowych pięć minut wcześniej. Tym sposobem ekipa Jacka Magiery odniosła pierwsze w tym sezonie zwycięstwo na obcym terenie. Dokonała tego dopiero w dziewiątej próbie. Apele o dokonanie roszady na stanowisku pierwszego szkoleniowca na moment ucichną. Ale niewykluczone, że tylko do kolejnej porażki w lidze.