2 maja 2024 roku na zawsze zapisze się złotymi zgłoskami w historii Wisły Kraków. Wtedy piłkarze pierwszoligowego zespołu niespodziewanie sięgnęli po Puchar Polski. Ale gdy "Biała Gwiazda" już skupia się na walce o powrót do PKO BP Ekstraklasy, w Pogoni Szczecin wciąż nie pogodzili się z pewnymi sytuacjami z czwartkowego finału. Analizę dwóch decyzji zespołu sędziowskiego przedstawił Polski Związek Piłki Nożnej, stawiając jednoznaczną opinię. Wiśle pomogły decyzje arbitrów. Prezes Pogoni pewien Jakkolwiek nie zakończyłby się czwartkowy finał Pucharu Polski, mówilibyśmy o pięknej historii. Z jednej strony o trofeum walczył podupadły gigant, występująca w Fortuna 1 Lidze Wisła Kraków. Z drugiej zaś strony ringu stanęli piłkarze Pogoni Szczecin, klubu, który od lat znajduje się w czołówce PKO BP Ekstraklasy, ale nie ma w swojej gablocie żadnego oficjalnego pucharu. "Portowcy" byli dosłownie o kilka chwil od historycznego momentu. Aż do 99. minuty prowadzili 1:0, ale wówczas do siatki trafił Eneko Satrustegui. Hiszpan doprowadził do dogrywki, w której ostatecznie zatriumfowała "Biała Gwiazda". W meczu nie obyło się bynajmniej bez kontrowersji sędziowskich. Prezes Pogoni po ostatnim gwizdku nie gryzł się w język. W innym wpisie domagał się wręcz przejścia Tomasza Kwiatkowskiego i Bartosza Frankowskiego (odpowiedzialnego za VAR) na emeryturę. Analiza w wykonaniu PZPN-u nie pozostawia złudzeń Polski Związek Piłki Nożnej zorientował się, że nie może tej sprawy pozostawić samej sobie. Dlatego też zlecił analizę najbardziej kontrowersyjnych decyzji zespołu sędziowskiego Tomaszowi Mikulskiemu, Przewodniczącemu Kolegium Sędziów PZPN, a także Pawłowi Gilowi, Instruktorowi VAR w UEFA. Pierwszą poruszaną kwestią był wyrównujący gol dla Wisły Kraków w końcówce. W tej sytuacji eksperci nie mieli pewności, czy nie doszło do spalonego. Do kolejnej kontrowersyjnej decyzji doszło już w końcówce dogrywki, gdy Wisła prowadziła 2:1. Wówczas "Portowcy" domagali się odgwizdania rzutu karnego. "Widzimy następujące elementy: obrońca oburącz obejmuje/przytrzymuje przeciwnika, ale nie ma tu widocznego szarpnięcia czy ściągnięcia przeciwnika do parteru, napastnik przytrzymuje prawą rękę obrońcy ramieniem (przyciska ją do tułowia), a jednocześnie lewą ręką ewidentnie chwyta lewy nadgarstek (przegub obrońcy). W efekcie ten nie ma możliwości wycofać swoich rąk, napastnik cofa się w kierunku obrońcy, opiera się (kładzie) na nim i upada, gdy obrońca się odsuwa. Wszystkie powyższe elementy wskazują na przewinienie obustronne, w którym zdecydowanie aktywniejszy był napastnik. Nie ma zatem mowy o podyktowaniu rzutu karnego dla Pogoni. Decyzja: "grać dalej" była decyzją absolutnie prawidłową. VAR, po sprawdzeniu tej sytuacji, słusznie nie wzywał arbitra do monitora" - przekonuje Przewodniczący Kolegium Sędziów PZPN. Tym samym związek postawił sprawę jasno. Według jego analizy kontrowersyjne sytuacje zostały rozwiązane zgodny z literą zasad. Trudno jednak przypuszczać, by te tłumaczenia przekonały rozsierdzonych kibiców Pogoni Szczecin.