Dla piłkarzy GKS Katowice wizyta w Skierniewicach miała być okazją na szybką rehabilitację po ligowej porażce 1:4 z Legią Warszawa. Z tego planu niewiele jednak wyszło. Ekstraklasowy beniaminek został przykładnie skarcony przez niżej notowanego rywala i do batalii o Puchar Polski może przystąpić najwcześniej za rok. Katowiczanie zdawali sobie sprawę, że przyjdzie im się zmierzyć z liderem trzecioligowej tabeli. W dodatku z zespołem, który w tym sezonie na swoim terenie nie poniósł jeszcze porażki. A w poprzedniej rundzie PP wyrzucił za burtę Motor Lublin, skutecznie egzekwując serię rzutów karnych. Mistrz Polski bezlitosny dla II-ligowca. Jagiellonia popsuła pucharowe święto "Gieksa" znokautowana tuż przed przerwą. Repka dał sygnał do ataku Już w 4. minucie za nieprzepisowe zagranie żółtą kartką ukarany został pomocnik gości Oskar Repka. Teoretycznie to mógł być incydent bez znaczenia. Ale jak się miało później okazać, pociągnął za sobą bardzo poważne konsekwencje. Repka nie zamierzał bowiem redukować stopnia waleczności i w 41. minucie zobaczył drugi żółty kartonik. W 14 poprzednich spotkaniach tego sezonu w taki sposób został napomniany tylko raz. Teraz dwukrotnie w niespełna trzy kwadranse. Kiedy 25-latek schodził z murawy, wciąż utrzymywał się bezbramkowy remis. Chwilę potem Mateusz Szmyd podszedł do rzutu wolnego. Przymierzył idealnie i było 1:0 dla gospodarzy. Unia nie miała jednak zamiaru zadowalać się nikłym prowadzeniem. Tuż przed gwizdkiem na przerwę Kamil Sabiłło znalazł się w sytuacji sam na sam z Rafałem Strączkiem i przytomnym uderzeniem podwyższył na 2:0. W tym momencie położenie "Gieksy" wydawało się beznadziejne. Przegrywała różnicą dwóch goli i musiała odrabiać straty, grając w osłabieniu. Mimo to trener Rafał Górak nie dokonał przed drugą połową żadnej roszady kadrowej. Goście zdołali zdobyć kontaktową bramkę w 59. minucie. Na listę strzelców wpisał się wówczas Borja Galan. Ale na więcej ekipy z Górnego Śląska nie było już stać. Niespodzianka ogromnego kalibru stała się faktem.