Sebastian Staszewski, Interia: - Za nami finał Fortuna Pucharu Polski, który Raków Częstochowa wygrał 3-1 z Lechem Poznań. W trakcie spotkania kibice na trybunach PGE Narodowego pytali pana: "Co to za finał, Kulesza, co to za finał?". Co pan im odpowie? Cezary Kulesza: - Że też jestem wściekły. To, co się wydarzyło, jest dla mnie niezrozumiałe. Uważam, że sprawę z flagami można było załatwić inaczej. To dlaczego tak się nie stało? A zamiast tego około 10 tysięcy ludzi nie weszło na stadion. - To ja pana zapytam: komu to zamieszanie było potrzebne? Bo na pewno nie nam. Raków i Lech nie mają przecież tak zwanej "kosy", kibice chcieli po prostu wspierać swoje zespoły. To powinno być ich wielkie święto i nikt nie powinien zabierać im prawa do kibicowania. Fani Lecha demonstracyjnie nie weszli na PGE Narodowy, ale nie rozrabiali, tylko spokojnie śledzili przebieg spotkania na telefonach. Nie stworzyli żadnego zagrożenia. Ile w tej całej sytuacji jest winy PZPN? Bo w trakcie meczu prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski na Twitterze zrzucił winę na Państwową Straż Pożarną, a PSP odpowiedziała, że decyzję podejmuje miasto, a nie Komenda Miejska, która wydała negatywną rekomendację. - Fakty są takie, że jako PZPN zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy, aby odwołać się o decyzji miasta. Rozmawiałem z wiceprezydentem Warszawy, przedstawialiśmy nasze argumenty komendantowi miejskiemu Państwowej Straży Pożarnej, interweniowaliśmy w Komendzie Głównej. Ale wszyscy byli nieugięci i podtrzymali decyzję - decyzję dla mnie niezrozumiałą. Swoje pan jednak usłyszał, bo kibice nie oszczędzili ani pana, ani PZPN. - Słyszałem, że krzyczeli "jeb... PZPN", mi też się trochę dostało, ale nie mam za to żadnych pretensji. Wiem jaka była frustracja kibiców, którzy przejechali setki kilometrów. Rozumiem ich. Byłem prezesem klubu, poznałem ich, wiem, że kochają te kluby. Dlatego jestem z nimi. A jak podobało się panu to, co zobaczył pan na murawie? Bo oglądaliśmy jeden z najlepszych finałów w ostatnich latach. - Nie ma w tym przypadku, że w finale spotkały się Lech i Raków. To obecnie dwa najlepsze polskie kluby, które cały czas walczą o mistrzostwo. Lech czuł dużą presję, bo ma stulecie klubu, Raków też był pod presją, bo chciał obronić trofeum. I na boisku było widać, że oba zespoły nie kalkulowały, grały na maksa. Szkoda tylko, że świetny mecz popsuli urzędnicy... Rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia