Prezes Joan Laporta zaplanował na lato rewolucję w kadrze Barcelony. Doskonale zdaje sobie sprawę, że kolejny sezon tak zły, jak dwa poprzednie, nie może się wydarzyć. Drużyna musi zostać wzmocniona: na Camp Nou przyszli już pomocnik Franck Kessie i stoper Andreas Christensen. W klubie zostanie zapewne skrzydłowy Ousmane Dembele, który zgodził się na 40-procentową obniżkę pensji. W kolejce czekają kolejne transfery, w tym te najważniejsze: Roberta Lewandowskiego z Bayernu i Julesa Kounde z Sevilli. Barcelona musi zredukować pensje piłkarzy o 160 mln euro Nie są to operacje łatwe, szczególnie dla zadłużonego klubu. Pierwsza część sprzedaży jego aktywów (200 mln euro) poszła na pokrycie strat minionego sezonu. Połowa drugiej, czyli kolejne 200 mln klub wyda na wzmocnienia. Ale Laporta działa w trudnych warunkach. Chcąc zatrudnić nowych piłkarzy, musi zredukować aż o 160 mln euro pensje tych, którzy już w klubie są. Problemy ekonomiczne sprawiły, że La Liga wyznaczyła Barcelonie bardzo niski limit płac w poprzednim sezonie. Zaledwie 97,9 mln euro na całą kadrę pierwszego zespołu. Real Madryt miał ten limit na poziomie 739 mln euro, czyli ponad 7 razy wyższy. Atletico (171 mln), Sevilla (200 mln), Real Sociedad (127 mln), Athletic Bilbao (111 mln), Villarreal (159 mln) - wszystkie te kluby miały prawo płacić piłkarzom więcej. Tymczasem wybujałe zarobki w Barcelonie były spuścizną działalności poprzedniego prezesa Josepa Bartomeu, który zbudował najdroższą kadrę w światowej piłce. Od dwóch lat na Camp Nou toczą się negocjacje z piłkarzami, by zgodzili się na redukcje. Kapitanowie: Sergio Busquets, Gerard Pique, Jordi Alba na to przystali, ale nie wszyscy chcieli pójść w ich ślady. W dodatku w zimowych oknie transferowym Barcelona zatrudniła kolejnych graczy: Ferrana Torresa, Pierre-Emericka Aubameyanga, Adamę Traore (był wypożyczony, Barca już go oddała). Klub z Camp Nou złamał wtedy przepisy La Liga. Jako jedyny w Primera Division przekroczył limit wydatków na pensje swojej kadry. I to znacząco. Stąd jakiś czas temu prezes ligi Javier Tebas powiedział, że Barcelony nie stać ani na zatrudnienie Lewandowskiego, ani nikogo innego. Wywołało to nerwowość u Polaka i oburzenie Laporty, który uznał, że Tebas miesza się w wewnętrzne sprawy klubu. Frenkie de Jong - obniżka pensji lub transfer do Manchesteru United Kupiony latem 2019 roku z Ajaxu Amsterdam Frenkie de Jong zarabia brutto na Camp Nou koło 30 mln euro za sezon. Gra bardzo dobrze, w minionych rozgrywkach był podstawowym graczem: wystąpił w 47 meczach, zdobył 4 gole. Xavi Hernandez jest z niego bardzo zadowolony. Ale być może będzie musiał się pozbyć Holendra, bo ten nie zgadza się na obniżkę zarobków. Laporta powiedział jasno: klub musi ograniczyć wypłaty na pensje o 160 mln euro. Dembele upierał się cały rok, ale wygląda na to, że przystanie na nowe warunki (40 proc obniżki). De Jong jest graczem znakomitym, dlatego też można za niego wziąć wysoką cenę. Manchester United z nowym trenerem Erikiem ten Hagiem, który przyszedł z Ajaxu, stanął do przetargu o Holendra. Wydaje się, że kluby dojdą do porozumienia już w tym tygodniu, niektóre media twierdzą, że już doszły. Przedstawiciele MU byli w Barcelonie. Kwota transferu to koło 85 mln euro. Xavi powiedział Frenkiemu, że nie może zostać na Camp Nou z pensją taką jak dotąd. Uniemożliwiłoby to Laporcie sprowadzenie Lewandowskiego, czy Kounde. Odejście Holendra to duża strata dla Barcelony, ale akurat wśród pomocników panuje na Camp Nou bogactwo: Busquets, Perdi, Gavi, Nico, Sergi Roberto. A poza tym Barcelona chce zatrudnić Bernardo Silvę z Manchesteru City, gdyby Frenkie de Jong przeniósł się na Old Trafford i zostawił w kasie 85 mln euro. Dariusz Wołowski ZOBACZ TEŻ: Chelsea włącza się do wyścigu po Frenkiego de Jonga Hit transferowy wstrzymany. Barcelona ma zaległości wobec Frenkiego de Jonga Media widzą De Jonga w Manchesterze. Piłkarz się waha