Tą sprawą żyją nie tylko kibice sportowi w Hiszpanii. Po meczu Realu z Villarreal (2-3) Valverde na parkingu zaatakował gracza gości Aleksa Baenę i uderzył w twarz. Jednym z podawanych powodów miały być słowa, jakie Hiszpan miał powiedzieć do Urugwajczyka. Dziennik "Marca" napisał, że słowa te miały brzmieć: "Popłacz się jeszcze, to twój syn się nie urodzi". To miało bardzo poruszyć Valverde. Baenazaprzeczył, by w ten sposób obrażał czy prowokował Valverde. Sprawa będzie miała jednak ciąg dalszy, bo zawodnik Villarreal zgłosił ją na policję. Piłkarz dostał też wsparcie od swojego klubu. Dwa drogi do ukarania Valverde Teraz jak donosi hiszpański "As" sprawą zajmą się policja i wspomniana komisja nazywana potocznie "Antiviolecia" (przeciwko przemocy). Zawiadomienie funkcjonariuszy skutkuje tym, że powinien rozpocząć się proces karny. Jeśli uraz Baeny zostanie uznany za niegroźny, Valverde grozi grzywna. "Gdyby jednak okazało, że Hiszpan potrzebuje operacji lub dłuższego leczenia, atak będzie miał poważniejsze konsekwencje" - twierdzi "As". Dziennik dodaje, że Valverde powinien też liczyć się z sankcjami sportowymi, mimo że zdarzenia nie zostało opisane w meczowym protokole. Komisja "Antiviolecia" zbierze się 17 kwietnia i przeanalizuje dwa dokumenty: raport medyczny dotyczący uszkodzenia lewej kości policzkowej pomocnika i skargę złożoną przez Baenę na policji. W tym przypadku są dwie drogi ukarania Valverde. Komisja przekaże dokumenty do Hiszpańskiego Związku Piłki Nożnej, który może przeprowadzić własne śledztwo i zdyskwalifikować zawodnika na dwa lub cztery spotkania. Druga droga to kara nałożona przez samą Komisję na podstawie Prawa Sportowego. W tym przypadku Urugwajczyk może zostać zawieszony od miesiąca do pół roku.