Wydaje się, że z biegiem lat Arsene Wenger pogodził się z dolą wychowawcy młodzieży. Nie robił tragedii, gdy Robin van Persie nie przedłużył kontraktu, nie szalał, gdy Alex Song poprosił go o pozwolenie na transfer do Barcelony. Jeszcze przed rokiem walczył jak lew, by zastopować ucieczkę z "The Emirates" Cesca Fabregasa i Samira Nasriego, tym razem przyjął niemal na chłodno stratę dwóch kolejnych, kluczowych graczy. Ile znaczyli dla zespołu, zobaczyliśmy na inaugurację Premier League w bezbramkowym spotkaniu z Sunderlandem. Santiago Cazorla zrobił w środku pola co mógł, ale Łukasz Podolski był chyba najgorszy na boisku, a Olivier Giroud zmarnował jedyną stuprocentową okazję. Jak potoczy się los drużyny francuskiego wychowawcy po kolejnym jej odnowieniu? Poczekajmy. Osiem lat temu, gdy "Kanonierzy" sięgali po podwójną koronę w Premier League zapewne nie wyobrażał sobie, że w przyszłości wychowankowie będą zwiewać od niego, by spełniać sny o trofeach. Przy całym szacunku dla intuicji Wengera, dawno stracił kontakt z czołówką trenerów tworzoną przez Aleksa Fergusona, Jose Mourinho, a w ostatnich latach Pepa Guardiolę. I to na własną prośbę, przecież w 2009 roku odrzucił ofertę Florentino Pereza. Dziś pracowałby w klubie, w którym nikt nie myśli o ucieczce. Świat wielkiej piłki, dostrzegający w Wengerze coraz częściej piłkarską wersję Don Kichota, wciąż nie wątpi przynajmniej w jedno: Arsenal to znakomite miejsce, by się rozwijać. Drużyna z "The Emirates" nie stała się angielską wersją Barcelony, ale w ostatnich 12 latach wyeksportowała na Camp Nou siedmiu piłkarzy za kwotę 150 mln euro. Ich losy były różne. Emmanuel Petit (15 mln euro) i Marc Overmars (40) nie byli w stanie pomóc Barcy w pogoni za galaktycznymi z Madrytu. O wiele lepszy okazał się bezgotówkowy transfer Giovanniego van Bronckhorsta, który zdobył dwa tytuły mistrza Hiszpanii i Puchar Europy po zwycięskim finale nad "Kanonierami" w 2006 roku. Tamten mecz sprawił, że największy pupil Wengera Thierry Henry opóźnił o 12 miesięcy swoje przybycie na Camp Nou. Zdecydował się dopiero latem 2007 roku, kosztował 25 mln euro, by stworzyć "Fantastic Four" z Ronaldinho, Messim i Eto’o. W Katalonii miał doskonały jednak tylko jeden sezon, zakończony zdobyciem potrójnej korony. Potem porozumienie z Pepem Guardiolą definitywnie się skończyło. Bezdyskusyjnie najgorszy ze wszystkich był transfer Aleksandra Hleba (15 mln). W 2008 roku Białorusin przybywał w glorii najlepszego dryblera Premier League, tymczasem pobyt na Camp Nou zupełnie złamał mu karierę. Przez kolejne trzy lata Barca zabiegała o powrót swojego wychowanka Cesca Fabregasa. W końcu musiała za niego zapłacić tyle, ile za Overmarsa. Dziś wyrywa "Kanonierom" ich serce i płuca. 24-letni Alex Song (nr 17, symbolizujący liczbę sióstr piłkarza, który ma też 10 braci) kosztował 19 mln euro, i w marzeniach szefów klubu powinien być kolejnym wcieleniem Yaya Toure. Nr 1 u Tito Vilanovy był Javi Martinez, ale Athletic Bilbao nie podjął rozmów transferowych, więc Barca musiałaby wydać na niego 40 mln euro. Po sprowadzeniu Jordiego Alby (14 mln), na zakupy w kasie klubu zostało jednak tylko 26 mln. Song był opcją nr 2. W ostatnim sezonie w Arsenalu zaliczył aż 14 asyst, i to jedyna wątpliwość klubu z Katalonii. Barca chce gracza silnego, wysokiego (185 cm), zdolnego być zmiennikiem Sergio Busquetsa, ale też potrafiącego grać na stoperze. Czyli takiego jak Toure, lub ostatnio Javier Mascherano. Tymczasem Song ma opinię gracza lepszego w ofensywie niż w defensywie. Jak sobie poradzi w Katalonii, gdzie wymagania będą znacznie większe? Ostatnim piłkarzem, na którego oczekuje Primera Division pozostał Luka Modric. Jose Mourinho nie przewiduje opcji nr 2. Chce Chorwata zdolnego wzbogacić grę drugiej linii, choć podobnie jak Song w Barcelonie, tak Modric w Realu byłby teoretycznie tylko rezerwowym. Rozmowy z Tottenhamem się ślimaczą, ale trudno przypuszczać, by Chorwat, który nie gra i nie trenuje z zespołem czekając na walizkach, nagle musiał je rozpakować. Gdyby tak się jednak stało, byłby to pierwszy przypadek od 34 lat, gdy Real nie sprowadził przed sezonem ani jednego zawodnika. Jeśli Modric do końca sierpnia na Santiago Bernabeu się zamelduje, sytuacja Kaki stanie się już definitywnie pożałowania godna. Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim na jego blogu