Gdy w 20. minucie Leo Messi zdobywał prowadzenie Barcelona była przy piłce przez 90 proc czasu gry! Trwała w najlepsze zabawa obrońcy tytułu z jedną z najbiedniejszych drużyn w Primera Division, która poza stadionem na Majorce nie zdobyła dotąd ani punktu, ani gola. Gospodarze marnowali kolejne szanse na 2-0, jakby mieli pewność, że druga bramka sama się zdobędzie. Z każdą akcją było jednak gorzej, a od gola na 1-1, mecz zaczął się komplikować i wyrównywać. Barca, z własnej woli, pozwoliła słabeuszom uwierzyć w happy end. Drużyna Guardioli przypomina siebie z ostatnich dwóch sezonów tylko wtedy, gdy do gry wychodzi podstawowa jedenastka. Z Mallorką zabrakło Xaviego, Villi, Busquetsa i Puyola, a jeszcze Dani Alves miał akurat fatalny dzień. Dodając do tego słabą formę Bojana i Pedro, Barcelona borykała się nie tylko z rywalem, ale przede wszystkim z własną słabością. Informacje o nieprzebranej kopalni talentów z "La Masia" też zdają się przesadzone. Trener Barcy w końcówce mieszał składem jak desperat. Drużyna schodziła z boiska w zestawieniu: Valdes, Alves, Pique, Abidal, Jeffren, Iniesta, Mascherano, Alcantara, Messi, Bojan i Nolito wyglądając przy tym, jak nieudany własny portret pamięciowy. Przez cały ubiegły sezon mistrz Hiszpanii stracił w swojej twierdzy zaledwie dwa punkty (z Villarreal). W tym, w kolejnych trzech meczach na Camp Nou wygrał zaledwie raz, a fani z Katalonii zobaczyli dotąd ledwie dwie bramki. To zwiastuje kłopoty - Barca już na starcie wydaje się przemęczona fizycznie i psychicznie. Zawodzi skuteczność, pewność siebie, drużyna Guardioli wygrała bezdyskusyjnie tylko dwa razy (w Santander 3-0 i z Panathinaikosem 5-1). Teraz czeka ją starcie z liderem z Walencji. Real znów jest w tabeli przed Barceloną wygrywając na Santiago Bernabeu z Deportivo lekko, łatwo i przyjemnie. Dwie bramki zdobył Ronaldo, dwie Di Maria. W pierwszej połowie każdy strzał "Królewskich" kończył się golem: tym razem na skuteczność nikt nie narzekał. W odróżnieniu od zespołu Guardioli, drużyna Jose Mourinho, nie grając wcale nadzwyczajnie, potrafiła kategorycznie odebrać złudzenia słabemu rywalowi. Po tygodniu kłótni z dziennikarzami Portugalczyka czeka spokojny okres - przerwa na mecze reprezentacji, którą Mourinho nazywa ironicznie "wakacjami". Przed nimi jego zespół zrobił krok do przodu, największy rywal krok wstecz. Czytaj o futbolu i dyskutuj na blogu z Darkiem Wołowskim