Mecz z Realem Sociedad był osobistym dramatem Antonio Adana. 25-letni bramkarz nie ponosi winy za napięcia między Ikerem Casillasem i Jose Mourinho, a jednak znaczna część frustracji kibiców spada na niego. Choć młody człowiek wierzy, że trafił między słupki Realu Madryt dzięki talentowi i pracy, media nie pozostawiają mu złudzeń: jest zabawką w rękach trenera prowadzącego prywatną krucjatę przeciw kapitanowi. W niedzielę Adan wytrwał w bramce zaledwie 5 minut. Los uparł się, by czarę goryczy wypił do dna. Jego faul na Carlosie Veli i czerwona kartka zostały sprowokowane błędem Ricardo Carvalho, nie zmieni to faktu, że młody bramkarz osobiście ucierpiał. Trudno nawet ocenić, czym był dla niego uścisk wsparcia od zastępującego go Casillasa? Po raz pierwszy fani z Santiago Bernabeu byli wczoraj tak zjednoczeni i zgodni w swojej niechęci do Mourinho. Portugalczyka przywitały buczenia i gwizdy. Zdaniem większości kibiców to jego wybujałe ego zburzyło chemię w szatni "Królewskich", dziś nikt nie ma czasu analizować gry gwiazdozbioru wartego przeszło pół miliarda euro, wszyscy skupieni są na gestach, odruchach i reakcjach bohaterów konfliktu próbując znaleźć klucz do rozwikłania zagadki. "A dlaczego Adan nie miałby prawa bronić bramki Realu?" - pytał po meczu Mourinho dodając z oburzeniem, że kibice i media traktują młodziana bez odrobiny szacunku. Sam zainteresowany potwierdził słowa szkoleniowca, logicznie uzasadniając, iż powszechna niechęć niesłusznie spada na niego. Czy zachowanie trenera Realu to nic więcej niż czysto sportowa i obiektywna próba oceny formy obu bramkarzy, czy też kryje się za nią coś więcej? To istniejące, lub nieistniejące "coś więcej" pochłania dziś uwagę całego Madrytu. W 6. minucie Casillas pojawił się w bramce, by bronić karnego. Nie udało się. W pewnym momencie zbliżył się do niego Cristiano Ronaldo, by oddać mu opaskę kapitana. Iker gestem pokazał, by Portugalczyk ją zachował. Najdroższy piłkarz świata jeszcze raz pociągnął za sobą drużynę. Jego dwie bramki, po których biegał świętować z Mourinho, pozwoliły Realowi wygrać (4-3). "Zmarnowaliśmy unikalną okazję odniesienia zwycięstwa na Santiago Bernabeu" - skomentował trener Sociedad Philippe Montanier. Hat-trick Xabiego Prieto pozostał bez nagrody. Nie ma jednak wątpliwości, iż Real zmaga się teraz nie tyle z przeciwnikami, co z własną słabością. Za tydzień w Pampelunie zakończy pierwszą rundę Primera Division bez Adana i Ronaldo (pauza za kartki). Barcelona wyjeżdża do Malagi, gdzie ma szansę pobić własny rekord z 2010 roku, kiedy na półmetku uzbierała 52 pkt. Trudno określić, czy "Królewscy" uczestniczą jeszcze w wyścigu po tytuł? Raczej będą próbowali wylizać rany przed 1/8 finału Ligi Mistrzów. Mecze z Manchesterem United mogą uratować to, co tak szybko udało się zepsuć. Kiedy na starcie sezonu Real wydzierał Barcelonie Superpuchar Hiszpanii, widoki na przyszłość wydawały się fenomenalne. Po meczu z Sociedad wiadomo jedno: defensywa w składzie Arbeloa, Varane, Carvalho, Essien to kuriozum, które powtórzyć się nie powinno. Sergio Ramos wróci po karze za kartki, Pepe wyleczy się za miesiąc, Marcelo wznowił już treningi z drużyną. Nóż w plecy "Mou" wbija sprowadzony za 30 mln euro rodak Fabio Coentrao nie umiejąc uszanować dyscypliny. Po dwóch miesiącach przerwy na boisku pojawił się znowu napastnik Gonzalo Higuain. Na Manchester "Królewscy" mogą znów być zwarci i gotowi, o ile do ich szatni zawita spokój. Póki co, nic na to jednak nie wskazuje. Autor: Dariusz Wołowski Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim