O co chodzi w tej niekończącej się historii, która miała już tak dużo zwrotów akcji? Czasem prawdziwych, ale jeszcze częściej zupełnie wyimaginowanych. Informację o nieprawdopodobnej ofercie z Madrytu, odrzuconej przez mistrzów Francji podaje w najnowszym wydaniu dziennik "L'Equipe". A w przeciwieństwie do gazet hiszpańskich, a katalońskich w szczególności, dziennikarze francuscy, będący w końcu najbliżej PSG nie mają zwyczaju epatowania sensacyjnymi wiadomościami. Czy to oznacza, że jedyną nadzieją Neymara na opuszczenie Paryża - po tym, jak kolejne propozycje Barcelony i Realu okazywały się dla szefów PSG mało zadowalające - będzie Juventus i włączenie do transakcji Paulo Dybali? To też stoi dzisiaj pod dużym znakiem zapytania, choć niemal pewne jest, że paryżanie interesują się Argentyńczykiem. Bale, James i Navas plus gotówka, czyli 220 milionów euro na stole. Mało! Oferta złożona przez Real jest co najmniej intrygująca. Z punktu widzenia Madrytu - całkiem zrozumiała. Zarówno Bale, jak i James od dawna bowiem nie mieszczą się w koncepcji trenera Zinedine'a Zidane'a, ale ich sprzedaż - a także pozbycie się wysokich zarobków w budżecie, szczególnie w przypadku Walijczyka - nie udaje się, mimo wręcz wyrzucania ich z ekipy. Z kolei PSG na poważnie szuka dobrego bramkarza, bo Alphonse Areola nie ma najlepszych notowań. A Navas, trzykrotny zdobywca Ligi Mistrzów, też był w orbicie zainteresowań Leonardo, dyrektora sportowego paryżan. Dlaczego więc propozycja przekazania trzech dobrych zawodników - wsparta czekiem na 100 mln euro - nie została przyjęta? Jedyna sensowna odpowiedź: globalna kwota, na którą liczy PSG jest wciąż za mała, bo właściciele z Kataru przyjęli za punkt honoru, że nie oddadzą tanio takiej gwiazdy. Choć akurat słowa "tanio" nie należy tu traktować zbyt dosłownie. Policzmy. Jeśli przyjmiemy szacunki z portal Transfermarkt, Bale jest tam wyceniany na 60 mln euro, James - na 50 mln, zaś Navas - na 10. Razem daje to 120 milionów, a licząc dodatkowe sto w gotówce - 220 mln euro. Czyli niemal dokładnie tyle, ile Paris Saint-Germain wydał na Brazylijczyka przed dwoma laty (222). Jeśli to wciąż jest za mało, znaczy, że mistrzowie Francji - a de facto rządzący klubem katarscy szejkowie - nie kwapią się, aby zejść z ceny. Pytanie o rzeczywiste zamiary - czy naprawdę Paryż chce sprzedać Neymara - pojawia się w sposób naturalny. I kolejne, jak w partii pokera - kto tu blefuje? Partia pokera, czy kto tu najlepiej blefuje Strategie wszystkich aktorów tej niekończącej się sagi są bowiem mało czytelne. Długo wydawało się, że jedynym klubem, do którego Brazylijczyk mógłby odejść jest Barcelona. On sam tego właśnie chce najbardziej. Problem w tym, że Katalończycy - od 13 sierpnia, czyli dnia, w którym przyjechali do Paryża na negocjacje - wysyłają sygnały, jakby niespecjalnie im zależało na tej transakcji. Z jednej strony nie mają wystarczającej gotówki (takiej, która zadowoliłaby paryżan), a jednocześnie sugerują rozwiązania, które są z góry skazane na niepowodzenie, jak chęć wypożyczenia brazylijskiego gwiazdora. Pozbycie się Coutinho (do Bayernu) uważanego za najmocniejszą kartę przetargową w ewentualnej wymianie za Neymara, i to zaledwie kilka dni po rozmowach w Paryżu, tylko pogłębiło takie przekonanie. Real złożył wprawdzie ofertę władzom PSG, ale Zidane nie ukrywa, że bardziej zależy mu na Paulu Pogbie, żeby wzmocnić środek pola. Poza tym, w relacjach między klubami unosi się jeszcze coś innego. "Królewscy" chcą na poważnie przypuścić atak w przyszłym roku, aby ściągnąć z Paris Saint-Germain... Kyliana Mbappe. Jak bardzo te sprawy są ze sobą związane? Albo mówiąc bardziej dosadnie: czy można sobie wyobrazić, żeby Francuzi rok po roku pozbyli się dwóch najcenniejszych gwiazd? Trop prowadzący do Turynu wyszedł najpierw w mediach... brazylijskich, co też może zastanawiać. Nie mówiąc o tym, że gdyby Juventus poważnie starał się o Neymara, to okazja jest teraz wyśmienita. Także dlatego, że chce pozbyć się Dybali. A jednak o żadnej konkretnej ofercie nie słychać. Jak to interpretować? - Nie zapominajmy, że cała ta sprawa nie została wywołana przez nas - słychać tymczasem w Paryżu (najnowszy cytat anonimowego przedstawiciela klubu za "L'Equipe"). - Nikt Neymara nie chciał wyrzucać, więc klub nie może na tym stracić. Dlatego - albo odejdzie na warunkach, które będą satysfakcjonujące, albo dalej będziemy mieć zawodnika o ogromnych umiejętnościach. Trener Tuchel nie przestaje przekonywać, że Brazylijczyk jest ciągle zawodnikiem PSG i po cichu ma przygotowywać ekipę na zachowanie status quo. Informacja, którą miał przekazać zawodnikom - że Neymar, jeśli zostanie, będzie strzelał karne - byłaby tego najlepszym dowodem. Chyba że w ostatniej chwili znowu nastąpi zwrot akcji. Remigiusz Półtorak