Kilka dni temu sędzia Andres Sanchez Magro ogłosił, że można rozgrywać ligowe mecze w piątki, ale nie powinno się grać w poniedziałki. Dla Luisa Rubialesa, prezesa hiszpańskiej federacji, byłego piłkarza i przewodniczącego związku zawodowego hiszpańskich piłkarzy (AFE), ogłoszenie werdyktu było "historycznym dniem, ponieważ poparto stanowisko Federacji i moje zobowiązanie wobec kibiców, że pomysł poniedziałkowych rozgrywek powinien zostać pogrzebany". Wydłużenie o dwa dni rozgrywania spotkań jest częścią poważnego konfliktu, który rozpoczął się wraz z objęciem funkcji przez Rubialesa, kilka dni przed początkiem mundialu w Rosji w 2018. Kierujący Ligą Futbolu Zawodowego (LFP), Javier Tebas Medrano, powiedział wtedy, że nie uważa, aby nowo wybrany prezes był odpowiednią osobą na tym stanowisku. Potem wprawdzie oficjalnie zmienił zdanie, co jednak nie zmniejszyło napięcia między obiema instytucjami. Do jednego z pierwszych starć doszło w minionym sezonie z powodu meczu Girona-Barcelona. Tebas proponował aby spotkanie zostało rozegrane w Miami, (USA), na co Rubiales się nie zgodził argumentując, że kluby mają swoje zobowiązania wobec kibiców, przede wszystkim z Girony, gdzie miało zostać rozegrane spotkanie i wywożenie drużyn na Florydę byłoby dla nich rodzajem oszustwa "chyba, że Girona albo LFP wzięłyby na siebie koszt biletów i pobytu w USA". Głównym argumentem dysputy dotyczącej dodatkowych dwóch dni rozgrywania meczów jest - według Tebasa Medrano - fakt, że kalendarz ligowych rozgrywek układa Liga Futbolu Zawodowego i zmniejszenie liczby dni rozgrywek (RFEF nie zgadzała się ani na poniedziałek, ani na piątek, choć w wypadku piątku jest skłonna iść na kompromis) oznaczałoby stratę 300 milionów euro. Na tyle wyceniono zmianę zasad współpracy z operatorami telewizji kablowych. Do tego - jak podkreślano - ucierpiałaby reputacja hiszpańskiego futbolu na świecie. Rubiales upiera się jednak, że układanie kalendarza ligi leży w gestii RFEF, a nie LFP i że poniedziałek jest głupim dniem dla futbolu i kibiców. Dlatego werdykt sędziowski tak bardzo go ucieszył. Jednak sentencja sądu nie uspokoiła nastrojów 38 z 42 klubów (20 z pierwszej i 22 z drugiej ligi). Kierujący nimi spotkali się i przeanalizowali możliwość ogłoszenia lockoutu, czyli opóźnienia początku rozgrywek ligowych, jeśli sąd utrzyma werdykt dotyczący poniedziałkowego zakazu. Podczas spotkania, za porozumieniem z RFEF opowiedzieli się jedynie: Real Madryt, FC Barcelona, Athletic de Bilbao i Espanyol. Pozostali stoją na stanowisku, że nie ma o czym rozmawiać z Rubialesem, mimo że ten zaprasza do dialogu, ale z pominięciem LFP jako rozjemcy. "Naszym reprezentantem jest LFP", powiedzieli podczas spotkania przedstawiciele klubów. Mimo niechęci do federacji, kluby i tak muszą utrzymywać z nią kontakty, choćby po to, aby uzgodnić kalendarz rozgrywek Pucharu Króla (Copa del Rey). Sergio Levinsky Tłumaczenie: Ewa Wysocka